"Super Express": - Rok temu dzisiejszy minister obrony Niemiec Thomas de Maizière zapowiadał, że Federalne Biuro Ochrony Konstytucji (BfV) będzie przywiązywać większą wagę do ekstremizmu lewicowego. W ostatnim czasie stał się on poważnym zagrożeniem dla bezpieczeństwa publicznego Niemiec?
Jan Puhl: - Lewicowy ekstremizm od lat istnieje w Niemczech jedynie na poziomie kulturowym i ogranicza się do demonstracji i zadym ze służbami porządkowymi. Na pewno nie można brać go poważnie jako siłę polityczną, bo nie formułuje on żadnego programu i nie ma swojej reprezentacji politycznej.
- Jednak nawet szef BfV twierdzi, że niemieckim służbom trudno jest spenetrować ten ruch i skutecznie mu przeciwdziałać. W zeszłym roku w Niemczech po raz pierwszy więcej osób stało się ofiarami rozrób lewackich niż neonazistowskich. Może to jednak palący problem?
- Problemem byłoby, jeśli takie środowiska znalazłyby legalne ujście w głównym nurcie politycznym. W tym momencie są jednak izolowane i jedyne, czym mogą zagrozić społeczeństwu, to spalenie kilku samochodów i bójki z policją. To zwykłe kryminalne wybryki o marginalnej skali.
- W niemieckich mediach można jednak trafić na wyraźne obawy o powrót lewackiego terroru spod znaku RAF z lat 70. i 80. To wyraz rzeczywistego niepokoju czy bicie piany?
- Współczesne bojówki lewicowe to zwykły folklor. W tamtym okresie lewicowy terroryzm narodził się na zupełnie innym tle historycznym. Przez Niemcy przetaczała się wtedy dyskusja nt. odpowiedzialności ojców i dziadków za zbrodnie nazizmu, co było wówczas nadal tematem tabu. Stanowiło to doskonałą pożywkę dla przeróżnych ekstremistycznych inicjatyw lewicowych.
- Duże poruszenie wywołał przyjazd do Polski bojówkarzy z niemieckiej Antify. Skoro w Niemczech nie mogą znaleźć dla siebie miejsca, próbują szukać szczęścia u nas?
- Szukają jedynie zabawy, którą odnajdują w starciach z policją i rzeczywistymi lub domniemanymi faszystami. Dla anarchistów miejsce działania nie ma znaczenia - czy będzie to Polska, czy Niemcy, chodzi im jedynie o rozróbę. Dodatkowo, wasza tradycja obchodzenia Święta Niepodległości z paradami żołnierzy czy rekonstruktorów w mundurach napoleońskich w oczach Niemców wypada podejrzanie. Budzi to bowiem wyraźne skojarzenia z nazistowskim militaryzmem, a na takich prostych lewicowych idiotów jak ludzie z Antify działa jak płachta na byka. Myślą sobie: "Jedźmy do Polski, tam sami faszyści chodzą". To zwykłe chuligaństwo i jedynie jako coś takiego bym to traktował.
Jan Puhl
Dziennikarz niemieckiego tygodnika "Der Spiegel"