"Super Express": - 27 stycznia 2010 roku polski rząd wynegocjował porozumienie gazowe z Rosją, na mocy którego Gazprom miał nam dostarczać gaz rurociągiem jamalskim do 2037 roku. Okazało się, że na podpisanie tej umowy nie godzi się Komisja Europejska. Dlaczego?
Andrzej Szczęśniak: - Komisja chce oddzielić dwie rzeczy: własność rurociągu i prawo kontroli nad nim. Rurociągiem ma zarządzać jego operator i traktować równo właściciela rurociągu, czyli Gazprom, i konkurencję, czyli firmy europejskie. To otwarcie rynku gazowego jest korzystne dla konkurencji, ale dla właściciela rurociągu już nie. Jednak sytuacja jest dziwna, bo jak dotąd, wobec żadnego innego rurociągu tranzytowego do Europy takiej reguły nie wprowadzano.
Przeczytaj koniecznie: Jesienią Rosjanie odetną nam gaz!
- O czym to świadczy?
- Od kilkunastu lat Unia chce zbudować w Europie wspólny rynek gazowy. Zdecydowała się więc wypróbować Polskę - jako pierwszą jej ofiarę. Niektórzy nasi politycy mówią, że Unia nam pomaga w tym sporze, ja jednak uważam, że wykorzystuje naszą trudną sytuację we własnych rozgrywkach z Rosją.
Wprawdzie obowiązuje nas prawo wspólnotowe, ale tzw. trzeci pakiet energetyczny, na którym KE opiera swe żądania, wchodzi w życie dopiero w marcu przyszłego roku. Więc politycy unijni się pospieszyli. Unijny komisarz ds. energii Guenter Ettinger jest żądny sukcesu i chciałby, aby wszystkim krajom członkowskim narzucono te same reguły. Tylko że krajów opornych wobec stosowania się do reguł unijnych jest dziś 25 z 27 w całej Unii! Zresztą w lutym tego roku ten sam komisarz nie zgłaszał do umowy większych zastrzeżeń i nie miał nic przeciwko jej podpisaniu.
- Dlaczego więc jej nie podpisano?! Nie byłoby obecnej sytuacji zagrożenia przerwaniem dostaw gazu.
- To prawda. Obecna sytuacja szkodzi głównie nam. Wprowadza bardzo dużą nerwowość, np. w zakładach chemicznych. Niestety, polscy politycy obawiają się odpowiedzialności. Premier Pawlak, który dość skutecznie negocjował tę umowę, nie chce jej podpisać w obecnej niejednoznacznej sytuacji, bo boi się ataków politycznych i tego, że mu przykleją łatkę zdrajcy. Trzeba jednak czasem podjąć kroki niewygodne.
- Czyli jak zwykle zawiniła również nasza narodowa kłótliwość.
- Tak. Część polityków zaczęła - brzydko mówiąc - donosić Unii na polski rząd. MSZ słał listy do Brukseli, w których skarżył się na tę umowę. Posłowie PO, np. Jacek Saryusz-Wolski, ogłaszali, że jest zła. Unia patrząc na te polskie kłótnie i brak jednolitego stanowiska, w końcu się tą umową zainteresowała i zobaczyła, że Polaków można dość łatwo rozgrywać. Wkroczyła do akcji w bardzo trudnym dla nas momencie - gdy umowa była już gotowa i został osiągnięty pewien kompromis z Rosjanami.
- Dlaczego pan mówi, że możemy być pierwszą ofiarą sporu między Unią a Rosją?
- Bo to my za to zapłacimy - albo jakimiś ustępstwami na rzecz Rosjan, albo przejściowym kryzysem na rynku gazowym jeszcze tej zimy.
- Jak duże jest zagrożenie, że Rosjanie zakręcą kurki, jeśli umowa nie będzie podpisana do 20 października?
- Zawsze jest jakieś ryzyko kryzysu, ale dziś wydaje mi się ono przeszacowane. Rosjanie mogą zakręcić gaz, ale pewnie tego nie zrobią. Chcą mieć dobre relacje z UE i nie potrzebują kolejnego kryzysu gazowego. W trakcie kryzysu ukraińskiego w 2009 roku i tak dawali nam więcej gazu, niż musieli, a jeszcze więcej na początku obecnego roku, gdy Polskę nawiedziła sroga zima. Jeśli nie zgodzą się na warunki Unii - a to jest najbardziej prawdopodobne - to i tak wygodniej im bez podpisania żadnej umowy pożyczyć nam gaz lub podpisać jakiś przejściowy kontrakt pomostowy.
- Wyobraźmy sobie jednak, że Rosja zakręca kurki, a nam nie wystarczają własne zapasy w magazynach ani gaz importowany z Niemiec. Co wtedy robi rząd?
- Są dwa scenariusze. Aby zapobiec kryzysowi, rozpoczyna poważne rozmowy z Rosjanami. To wyjście najlepsze, bo im także kryzys nie jest na rękę. Gdyby jednak zawiodło - wtedy rząd odcina gaz największym dostawcom lub ogranicza im dostawy w jakimś procencie. Innych możliwości nie ma.
- Nie możemy wtedy podłączyć się do sieci przesyłowych z Niemiec lub Czech?
- Nie, bo brakuje nam do tego odpowiedniej infrastruktury. Mamy wieloletnie zaległości pozostałe po wszystkim ekipach rządzących - AWS, SLD, PiS. Wszystkie zapominały o tym, że budując wielki rurociąg ze wschodu, warto wybudować choćby niewielkie alternatywne rurociągi z zachodu na wypadek kryzysu. Tak np. zrobili Czesi.
Patrz też: Czekają nas podwyżki gazu
- Co w obecnej sytuacji powinien zrobić polski rząd?
- Podpisać umowę w jej pierwotnym kształcie. Nie powinien przejmować się unijnymi żądaniami, bo nie mają one oparcia w przepisach. Przede wszystkim niech postawi na bezpieczeństwo energetyczne, a więc na to, byśmy mieli stałe dostawy gazu. Niech dopiero potem rozmawia z Unią. Nie wierzę, by teraz łatwo było wynegocjować to, czego UE chce. Rosjanie chcą mieć pewność, że kontrolują tranzyt gazu i że dostawy na bardzo strategiczny dla nich rynek niemiecki są pewne. My już przecież prawie tę umowę podpisaliśmy. Więc jeśli teraz pani rzecznik unijnej komisji ds. energii mówi, że w Polsce można się spodziewać kryzysu, to pytam, kto jest temu winien, jeśli nie KE. To ona powinna wziąć na własne barki to zagrożenie.
Andrzej Szczęśniak
Ekspert ds. rynku paliw