"Super Express": - Dla pana Kamil Durczok i Monika Olejnik to reżimowi dziennikarze. Po tym, jak przemaglowali Ewę Kopacz, zmieni pan zdanie?
Tomasz Sakiewicz: - Pytanie, co w danym momencie jest reżimem. Mam wrażenie, że cała awantura z górnikami była próbą obalenia rządu Kopacz. Są jakieś elementy władzy, które podjęły decyzję, żeby podstawić pani premier nogę, a ona dała się na to złapać. Pewnie część dobrze zorientowanych dziennikarzy już wie, że układ władzy przesuwa się w innym kierunku. W kierunku Belwederu.
- Pana zdaniem to nie rzetelność dziennikarska nimi kierowała, tylko chęć przypodobania się jakiejś frakcji?
- Tego nie wiem. Mówię tylko, że istnieje taka możliwość. Być może obudziło się w nich sumienie. Nikomu nie można odmawiać prawa do nawrócenia się. Widać też było ogromne niezadowolenie społeczne. Dwie trzecie społeczeństwa stanęło po stronie górników. Nawet dziennikarz reżimowy musi uważać, żeby być choć trochę wiarygodnym w oczach opinii publicznej.
Zobacz: PEŁNA TREŚĆ porozumienia rządu z górnikami. Co wywalczyli górnicy?
- Nie dostrzega więc pan w nich pozytywnej przemiany?
- Pozytywne jest to, że ludzie mogą dowiedzieć się prawdy. Niezależnie, z jakiego powodu.
- Po tych wywiadach zastanawiałby się pan, czy zatrudnić tych dwoje u siebie?
- Jeden wywiad wiosny nie czyni. Wiarygodność buduje się długo, a traci w jednej chwili. Poza tym nie mam nic przeciwko temu, że jakiś dziennikarz ma takie, a nie inne poglądy. Tylko niech o tym głośno powie: "Tak, widzę świat w ten sposób". U nas panuje przekonanie, że trzeba udawać, iż nie ma się poglądów. Jeśli ktoś to robi, to albo jest idiotą, albo oszustem.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail