"Super Express": - Były premier Jan Olszewski w wywiadzie dla "Super Expressu" stwierdził, że Stepan Bandera nie miał nic wspólnego ze zbrodnią wołyńską, wsparcie Ukrainy jest naszą racją stanu, nawet banderowska Ukraina nie jest dla nas takim zagrożeniem jak Rosja. I wpisanie przez rząd PiS sprawy Ukrainy do ustawy o IPN jest wyrazem dywersji połączonej z obsesją. Zaskoczyły pana te słowa?
Andrzej Morozowski: - Czytałem wywiad i powiem, że chylę czoła przed premierem Janem Olszewskim. Jestem zszokowany, że powiedział tak odważne słowa. Przecież był politykiem jednoznacznie związanym z obozem niepodległościowym. Przez lata to prezes Jarosław Kaczyński mówił, że rząd mecenasa Jana Olszewskiego był "jedynym patriotycznym rządem". I teraz szef tego "jedynego patriotycznego rządu" krytykuje dobrą zmianę. To wymaga odwagi. I nie było to pierwszy raz, bo przecież Jan Olszewski nazywał już bublem ustawy o Sądzie Najwyższym i KRS. Ale teraz ten głos brzmi jeszcze mocniej.
- Jan Olszewski twierdzi też, że ma nadzieję, że odejście od polityki śp. Lecha Kaczyńskiego nie będzie trwałe, a decyzje takie jak wpisanie wątku ukraińskiego do ustawy o IPN wynikają z tego, że słupki sondażowe przesłoniły politykom realne myślenie i realną politykę?
- Chyba nie tyle słupki, co głupota. Problem polega na tym, że dla polityków PiS autorytetem nie jest dziś ani premier, mec. Jan Olszewski, ani prezydent Lech Kaczyński, ani nawet śp. Jan Paweł II. Liczy się tylko to, co powie prezes, Jarosław Kaczyński. I to on zdecyduje, czy temat Ukrainy ma być kontynuowany, czy odpuszczony.
Zobacz także: Olszewski: Bandera nie odpowiada za Wołyń