Molly Tarhuni: To już ostatnie chwile dyktatora - RELACJA Z BENGHAZI

2011-08-23 20:52

Prosto z Benghazi specjalnie dla "SE" doradca władz i uczestniczka rewolucji.

"Super Express": - Pół roku temu zapowiadała pani na łamach "Super Expressu", że Kaddafi upadnie, choć wielu twierdziło, że zdławi rebelię...

Dr Molly Tarhuni: - Zdecydowanie to ostatnie dni, jeżeli nie godziny, przed jego upadkiem. Wszyscy w Libii są podekscytowani. Sprawdziło się też niestety, że nie odejdzie w sumie tak bezkrwawo jak Mubarak. Jako analityk spodziewałam się też rewolucji, ale nie tak szybko!

- Nie przewidywała pani też, że przyłączy się do rewolucji. Rozmawialiśmy, kiedy była pani w Londynie. Kilka tygodni później była pani już w Libii i czynnie wspierała rewolucję. Choć jest tylko córką emigrantów.

- Tak, urodziłam się w latach 70. w Londynie i do 2006 roku, do flirtu Kaddafiego z Zachodem, Libii nie odwiedzałam. Ale rodzina musiała mieć na mnie jak widać duży wpływ, skoro doktorat i całą karierę związałam z Libią.

- 30-letnia dziewczyna, która wraca, zawieszając karierę na Zachodzie, by uczestniczyć w obalaniu Kaddafiego, to chyba dość wyjątkowa sytuacja?

- Niekoniecznie. Pojawiło się tu wielu urodzonych bądź żyjących emigracji. Lekarzy, politologów, prawników, ekonomistów. Poziom wsparcia zmian przez Libijczyków mieszkających za granicą jest olbrzymi. Zostawili swoje prace, rodziny i przyjechali tak jak ja do Benghazi. I ta rola wzrośnie zapewne po obaleniu Kaddafiego. W przeciwieństwie do Egiptu Libia nie ma systemu politycznego. To trzeba zbudować od nowa.

- Pani wiara w zwycięstwo to był optymizm w sympatii do rewolucji?

- Raczej ze świadomości tragicznej sytuacji tych, którzy się zbuntowali. Opowiedzenie się przeciwko Kaddafiemu oznaczało dla nich tylko dwa wyjścia. Albo wygrają i go obalą, albo zostaną zabici. Tu nie było miejsca na jakieś procesy, więzienie i chodzenie w glorii opozycjonisty gnębionego przez reżim. Po prostu stanęliby pod ścianą. Ludzie byli zdeterminowani. Bardziej niż ci, którzy skupili się wokół dyktatora.

- Czy z tego, kim są liderzy rewolucji przeciwko Kaddafiemu, można już odczytać kształt nowych władz?

- Nie, na to jest zdecydowanie zbyt wcześnie. Wszyscy podkreślają konieczność demokratycznych wyborów oraz stworzenia konstytucji. W sytuacji zagrożenia życia wspólnym mianownikiem była chęć obalenia ponad 40-letniej dyktatury. Nic więcej się nie liczyło.

- W przypadku krajów arabskich zawsze pada pytanie o radykałów...

- To nie jest istotna grupa. Rewolucja zaczęła się też od kobiet, matek i żon pomordowanych, które są dalekie od inspiracji religijnych. Nikt nie ma wątpliwości, że po obaleniu Kaddafiego nie będzie jednomyślności. To byłoby chore. Ale w Polsce po upadku komunizmu też były podziały, było ciężko. I co z tego?

- Siły wspierające Kaddafiego będą problemem po rewolucji?

- Nie sądzę. Wielu z tych ludzi to byli zwykli urzędnicy bądź technokraci, niezwiązani emocjonalnie z władzą. Na terenach opanowanych przez nowe władze już pół roku mamy spokój, państwo normalnie się rozwija bez zamieszek.

Dr Molly Tarhuni

Doradca nowych władz Libii, analityk London School of Economics

Nasi Partnerzy polecają