"Super Express": - Pół roku temu zapowiadała pani na łamach "Super Expressu", że Kaddafi upadnie, choć wielu twierdziło, że zdławi rebelię...
Dr Molly Tarhuni: - Zdecydowanie to ostatnie dni, jeżeli nie godziny, przed jego upadkiem. Wszyscy w Libii są podekscytowani. Sprawdziło się też niestety, że nie odejdzie w sumie tak bezkrwawo jak Mubarak. Jako analityk spodziewałam się też rewolucji, ale nie tak szybko!
- Nie przewidywała pani też, że przyłączy się do rewolucji. Rozmawialiśmy, kiedy była pani w Londynie. Kilka tygodni później była pani już w Libii i czynnie wspierała rewolucję. Choć jest tylko córką emigrantów.
- Tak, urodziłam się w latach 70. w Londynie i do 2006 roku, do flirtu Kaddafiego z Zachodem, Libii nie odwiedzałam. Ale rodzina musiała mieć na mnie jak widać duży wpływ, skoro doktorat i całą karierę związałam z Libią.
- 30-letnia dziewczyna, która wraca, zawieszając karierę na Zachodzie, by uczestniczyć w obalaniu Kaddafiego, to chyba dość wyjątkowa sytuacja?
- Niekoniecznie. Pojawiło się tu wielu urodzonych bądź żyjących emigracji. Lekarzy, politologów, prawników, ekonomistów. Poziom wsparcia zmian przez Libijczyków mieszkających za granicą jest olbrzymi. Zostawili swoje prace, rodziny i przyjechali tak jak ja do Benghazi. I ta rola wzrośnie zapewne po obaleniu Kaddafiego. W przeciwieństwie do Egiptu Libia nie ma systemu politycznego. To trzeba zbudować od nowa.
- Pani wiara w zwycięstwo to był optymizm w sympatii do rewolucji?
- Raczej ze świadomości tragicznej sytuacji tych, którzy się zbuntowali. Opowiedzenie się przeciwko Kaddafiemu oznaczało dla nich tylko dwa wyjścia. Albo wygrają i go obalą, albo zostaną zabici. Tu nie było miejsca na jakieś procesy, więzienie i chodzenie w glorii opozycjonisty gnębionego przez reżim. Po prostu stanęliby pod ścianą. Ludzie byli zdeterminowani. Bardziej niż ci, którzy skupili się wokół dyktatora.
- Czy z tego, kim są liderzy rewolucji przeciwko Kaddafiemu, można już odczytać kształt nowych władz?
- Nie, na to jest zdecydowanie zbyt wcześnie. Wszyscy podkreślają konieczność demokratycznych wyborów oraz stworzenia konstytucji. W sytuacji zagrożenia życia wspólnym mianownikiem była chęć obalenia ponad 40-letniej dyktatury. Nic więcej się nie liczyło.
- W przypadku krajów arabskich zawsze pada pytanie o radykałów...
- To nie jest istotna grupa. Rewolucja zaczęła się też od kobiet, matek i żon pomordowanych, które są dalekie od inspiracji religijnych. Nikt nie ma wątpliwości, że po obaleniu Kaddafiego nie będzie jednomyślności. To byłoby chore. Ale w Polsce po upadku komunizmu też były podziały, było ciężko. I co z tego?
- Siły wspierające Kaddafiego będą problemem po rewolucji?
- Nie sądzę. Wielu z tych ludzi to byli zwykli urzędnicy bądź technokraci, niezwiązani emocjonalnie z władzą. Na terenach opanowanych przez nowe władze już pół roku mamy spokój, państwo normalnie się rozwija bez zamieszek.
Dr Molly Tarhuni
Doradca nowych władz Libii, analityk London School of Economics