"Super Express": - Kaddafi jest wystarczająco silny, by przetrwać, czy jego reżim upadnie?
Molly Tarhuni: - Nie wierzę w to, by przetrwał. To przełomowy moment w historii Libii. Nastawienie Libijczyków jest takie, że nie pójdą już na jakieś kompromisowe rozwiązania i pozorowanie reform. Dla Kaddafiego nie ma powrotu, choć na pewno jakiś czas będzie się bronił. I na pewno nie będzie z nim tak łatwo i w sumie bezkrwawo, jak z Mubarakiem w Egipcie. Kaddafi nie cofnie się przed rozlewem krwi, ustąpi dopiero wtedy, gdy nie będzie już widział cienia szansy na utrzymanie władzy. Jego przeciwnicy są jednak zdeterminowani i de facto nie mają się gdzie cofnąć. Doszli do punktu, w którym nie ma już powrotu do stanu poprzedniego.
- Pochodzi pani z Libii, choć wychowała się na Zachodzie. Czy wydarzenia i nastroje w kraju zaskoczyły panią?
- Nie jest to zaskakujące, choć w ostatnich latach Kaddafi usiłował przykryć skrzeczącą rzeczywistość pieniędzmi na rozmaite projekty socjalne. Tych kilka lat nie zmieniło jednak obrazu jego 43-letnich rządów. Mieszkańcy Libii traktowali je i odczuwali raczej jak "okna wystawowe" dla polityków na Zachodzie niż coś, co rzeczywiście miało wpływ na ich sytuację.
Przeczytaj koniecznie: Libia: Piloci, którzy nie chcieli zabijać przeciwników Kaddafiego skazani na śmierć
- Wielu polityków z Unii Europejskiej nie bardzo wie, jak reagować na wydarzenia w Libii. Znaczna część wydaje się wręcz kibicować utrzymaniu dyktatury.
- Wielu z nich czerpało z kontaktów z Kaddafim profity. Przez lata zyski z ropy pozwalały kupić pozycję polityczną na świecie. Nie chodzi tylko o firmy w Libii, ale i pieniądze ulokowane w wielu biznesach i akcjach na Zachodzie. Oczywiście tak zbudowane poparcie nie jest dozgonne i ci sami politycy za moment wesprą każdego z jego następców, bo będą z nim robić interesy. Część z nich zapewne nie wierzy w upadek Kaddafiego i woli się zabezpieczać.
- W swoim czasie doczekał się jednak pochwał za zmiany, nie tylko na Zachodzie.
- Rzeczywiście, był taki krótki okres, kiedy pułkownik starał się poprawić sytuację. Miało to miejsce wtedy, gdy za wszelką cenę usiłował się wkupić w łaski Zachodu po latach banicji, kiedy uchodził za sponsora terrorystów. Wiedział, że same reklamowe gesty wobec polityków nie wystarczą. Nawet gigantyczne odszkodowania za ataki terrorystyczne. Zachęcał wówczas do powrotu dysydentów. Wielu z nich przekonał, wielu po powrocie dawało świadectwo zmian. Ten optymizm i nadzieja szybko się jednak skończyły. Kiedy Kaddafi "ustawił" sobie stosunki międzynarodowe, stracił zapał do reform. Efektem był wybuch korupcji w niewyobrażalnej skali.
- W Libii nie widać jednej grupy, liderów protestu. Jest on oddolny i nie wiadomo, kto mógłby przejąć władzę po obaleniu Kaddafiego.
- W tej chwili nie ma to znaczenia. Ludzie skupieni są na pozbyciu się dyktatora. Owszem, słyszę o obawach przed wojną domową w Libii. O bałaganie, który może mieć miejsce po upadku dyktatora. Ale to są typowe obawy zachodnich polityków. Oczywiście, że po obaleniu Kaddafiego dojdzie do nowych sporów. Nie będzie sielanki, ludzie się podzielą. Ale Zachód przestrzegał też wiele państw wschodniej Europy przed sytuacją po upadku komunizmu, rozpadzie ZSRR. Straszono destabilizacją... Jaki to miało sens bądź znaczenie?
- Nie ma ryzyka wojny domowej ze zwolennikami Kaddafiego?
- Niemal pół wieku reżimu na pewno stworzyło grupę, która choćby z przyzwyczajenia popiera Kaddafiego. Wyłączam z tego wąską grupę dygnitarzy. Nie sposób jednak zmierzyć, jak silna jest ta grupa. Gdyby była zdeterminowana, objawiłaby się już teraz. Po upadku dyktatora nie będzie już wokół kogo się zgromadzić.
- Kaddafiego obłożono fatwą, radykalni duchowni muzułmańscy chcą jego śmierci. Na ile realne jest w Libii przejęcie władzy przez religijnych radykałów?
- Radykałowie nie są wiodącą siłą tego protestu. Ludzie protestują nie w sprawie wzrostu znaczenia bądź w obronie kwestii religijnych. Występują przeciwko biedzie i ograniczaniu wolności. Radykałom byłoby trudno przechwycić ten protest. Nie mają też aż takiej siły, a nagły wzrost znaczenia ludzi spoza granic kraju jest trudny do wyobrażenia.
Molly Tarhuni
Eskpert ds. Afryki Północnej i Libii z London School of Economics i Chatham House