"Super Express": - Prokuratura poinformowała, że do tej pory nie znaleziono najmniejszego dowodu na to, że na pilotów Tu-154 wywierano jakiekolwiek naciski. Zarówno ze strony prezydenta, jak i pani męża.
Ewa Błasik: - Wygląda na to, że media nie za bardzo będą miały teraz o czym pisać. Wielu żyło wiarą, że naciski na pilotów miały miejsce. Może to jakaś nauczka, że nie można z góry ferować wyroków i wskazywać winnych wyłącznie na podstawie własnego głębokiego przekonania.
Przeczytaj koniecznie: Ewa Błasik, wdowa po gen. Błasiku: Płk Klich podyktował raport Rosjanom. Zrobili z mojego męża kozła ofiarnego
- Rozmawiała pani z dziennikarzami stawiającymi tak zdecydowane tezy?
- Nie byłam w stanie, nie odbierałam nawet telefonów. To, co wyrabiano w mediach wokół męża po jego śmierci, było nieprawdopodobne. Ci wszyscy pseudoeksperci, niektórzy niebędący nawet pilotami, wychodzili z siebie, by go oszkalować. Zwłaszcza goście TVN24. Kim w ogóle są ci ludzie? Środowisko pilotów nie jest aż tak duże. I okazuje się, że ktoś, kto niczego nie osiągnął, robi za celebrytę od lotnictwa. Napisali książki, przybrali odpowiednie pozy przed fotoreporterami. I zbudowali tak wielopiętrowe bzdury na temat mojego męża, że czego to on nie wyprawiał z pilotami...
- Pierwsze były chyba opinie szefowej MAK Anodiny...
- To potwornie ośmieszyło nas w oczach całego świata. Nie miałam pojęcia, jak mam bronić honoru męża, a przede wszystkim dzieci, przed tymi wszystkimi idiotyzmami. Wiedzieliśmy, że te zarzuty są kompletnie księżycowe. Zawsze byłam blisko i widziałam, jak Andrzej traktował pilotów. Bronił ich, dbał o bezpieczeństwo. Słuchając Rosjan, wspomnianych "ekspertów" i naszego pożal się Boże przedstawiciela przy MAK, miałam wrażenie, że mówią zupełnie o kimś innym. I na Zachodzie przyjęto niestety rosyjską wersję o pijanym dowódcy sił powietrznych, który naciskał i zabił 96 osób z prezydentem na czele. To przykre już nie tyle dla mnie, co dla Polski.
- Ma pani za złe politykom, że z miejsca nie wystąpili zdecydowanie przeciwko wersji rosyjskiej?
- Oczywiście, że tak. I nawet jeżeli premierowi, ministrowi czy prezydentowi zabrakło odwagi, to żołnierskiej odwagi nie powinno zabraknąć szefowi sztabu Wojska Polskiego! Powinien zareagować! Te idiotyzmy o alkoholu. Mąż podczas przeciążeń lotniczych, w powietrzu, cierpiał na nadkwasotę żołądka. Często lataliśmy razem i wiem, że choćby z tego względu nie pił w samolocie. Kiedy usłyszałam "rewelacje" pani Anodiny, od razu poinformowałam prokuraturę o odpowiednich badaniach i opiniach lekarskich, którymi dysponuje. Przecież Rosjanie chcieli zarysować obraz kilku polskich generałów, którzy lecąc z prezydentem, siedzą w saloniku i piją wódkę. A niektórzy u nas to podchwycili.
- Będzie pani myślała o tym, żeby podać kogoś do sądu za kłamstwa na temat męża?
- W tej chwili myślę głównie o świętach. Jestem jednak w kontakcie ze swoim pełnomocnikiem prawnym i powiem tyle, że wszystko jeszcze jest możliwe i przed nami. Przede wszystkim cieszę się, że polska prokuratura wreszcie zmierza w jakimś kierunku, informuje, co robi. Kiedy mąż był na stanowisku, wiele rzeczy przeżyłam i zachowanie dziennikarzy nie jest dla mnie szczególnie dotkliwe. Żyją z przecieków, plotek, wypisują i wygadują różne rzeczy. Nie jestem jednak w stanie wybaczyć płk. Edmundowi Klichowi. Nie miał prawa biegać do TVN i wygadywać tych wszystkich bzdur! Przecież on mówił już, że wie, na co patrzył mój mąż, stojąc w kokpicie! Pilotom na ręce! Jego zachowanie było iskrą zapalną dla bomb, które wybuchały w mediach. Pewnych rzeczy nie powinien był wygadywać.
- Skąd pani zdaniem wzięły się jego słowa?
- Mam wrażenie, że jego, jak i wielu innych przerosło wyjaśnianie tej tragedii. Płk Klich w czasach swojej kariery wojskowej prawdopodobnie bardzo pragnął zostać generałem. Nie wyszło. I między innymi dlatego, tak jak wielu innych, wyżywa się na moim mężu, który mając 48 lat, był dość młody jak na generała i dowódcę lotnictwa. Oczernianie męża przez "ekspertów" było często wyrazem własnych niespełnionych marzeń, zazdrości i frustracji. Skąd płk Klich niemal od początku wiedział, że zawinili piloci, szkolenie i generał, który był razem z nimi?!
- Spodziewa się pani przeprosin?
- Niewielu dziennikarzy potrafiło w tym czasie myśleć i analizować na chłodno. I mam teraz walczyć ze wszystkimi? W przypadku rozpowszechniania rosyjskich wrzutek wiele na sumieniu ma redaktor Tomasz Lis. Mówiono o opiniach z 36. specpułku. Przecież też ich znam, rozmawiałam z nimi. I oni mówią, że to wszystko nieprawda, nie wiedzą, skąd się bierze. W którymś momencie nie wytrzymałam i napisałam do pani redaktor Olejnik, że to, co wyprawia, jest szalenie płytkie. W programie z wielką pewnością ferowała wyroki, wypowiadała się także o moim mężu. Nie uzyskałam odpowiedzi.
- Rolą dziennikarzy jest między innymi stawianie pytań także w oparciu o plotki i pogłoski...
- Ale nie bezrefleksyjne robienie z mojego męża pijaka, poszukiwanie za wszelką cenę dowodów na naciski! Co ze słynnym filmem o jego rzekomej kłótni z pilotem Protasiukiem, który nie istniał? Film nie istniał, a "Wyborcza" pisała o nim przez tydzień! Jestem niemal pewna, że nawet jak prokuratura zamknie sprawę, to oni nadal będą szukali kolejnych dowodów na naciski. Cały rok firmowali swoim nazwiskiem te pomówienia, zrobili tyle programów... Będą wymyślać i bronić tej swojej wiary nadal. Przeraża mnie ten światek ludzi, którzy są w stanie zrobić wszystko, by ich wersja była zawsze na wierzchu.
Ewa BŁasik
Wdowa po gen. Andrzeju Błasiku, dowódcy sił lotniczych