Szef gabinetu politycznego ministra to funkcja niebagatelna. Otóż urzędnik ten zajmuje się m.in. kontaktami w imieniu ministra sprawiedliwości z innymi ministerstwami i Sejmem. Powtarzam: w imieniu ministra sprawiedliwości, a nie w imieniu Andrzeja Czumy. Bo stopa przyjacielska to za mała legitymacja do działania na tym stanowisku. A kim jest Zbigniew Rygiel, jakie ma wykształcenie, przygotowanie do szefowania gabinetowi politycznemu dowiedzieć się nie możemy (piszemy o tym na str. 3). Czy jest prawnikiem, co w tym przypadku byłoby naturalne, czy zaprawionym w bojach politykiem? Z tego, co wiemy, odpowiedź w obu przypadkach brzmi - nie. Wiemy, że pracował w radiu polonijnym. Uff... to znaczy, że miał zawodowe kontakty... z przyszłym ministrem i bohaterem opozycji Andrzejem Czumą. A ten, jak pisałem, obdarza go przyjaźnią i zaufaniem. I koło się zamyka.
Dalej jednak nie mamy żadnych argumentów za tym, by i zwykły Polak mógł pana Rygiela obdarzyć swoim zaufaniem. A przecież to obywatel mu płaci. Wypada więc, panie ministrze Czuma, tego płatnika przekonać do sensowności zatrudnienia Zbigniewa Rygiela. Tego wymaga kindersztuba i minimum taktu.