Jan Hartman: Mógłbym pracować dla PiS

2011-06-22 4:00

Jan Hartman debatuje nad stanem polskiej polityki.

"Super Express": - Nowoczesna polityka może obejść się bez zaplecza eksperckiego?

Prof. Jan Hartman: - Bez takiego zaplecza można być ewentualnie opozycyjną partią partykularnego interesu. Takie ugrupowanie ma za zadanie stawiać żądania w interesie jakiejś grupy społecznej i bronić jej przywilejów. Natomiast każda partia, która poważnie myśli o rządzeniu, musi mieć kadry - zarówno kapitał wewnętrzny, jak i zaplecze w postaci honorowo wspierających tę formację specjalistów oraz opłaconych ekspertów.

- Przeznaczanie partyjnych pieniędzy na coś innego niż marketing polityczny jest dla działaczy raczej abstrakcją.

- Polska władza i polskie partie chciałyby mieć z zasady darmowe wsparcie eksperckie. A dobre wsparcie musi mieć charakter profesjonalny i trzeba na to wydać pieniądze. Być może nie należy odrzucać pomysłu, żeby ustawowo zmusić partie do tworzenia tzw. think tanków. Byłyby one wówczas bardziej instytucjami zaufania publicznego, od których oczekuje się podobnych standardów jak od organów państwowych, niż stowarzyszeniami.

- Prof. Legutko twierdzi, że PiS to partia o największym zapleczu intelektualnym. To rzeczywiście przykład modelowej partii z silnym wsparciem eksperckim?

- PiS nie ma żadnych własnych, a jedynie zaprzyjaźnione instytucje. Takowe posiada również Platforma, którą wspierają Fundacja Batorego czy Instytut Obywatelski. W orbicie polskich ugrupowań są więc instytucje, które sympatyzują z nimi i czasami nawet przygotowują dla nich ekspertyzy. Nie jest jednak tak, że partie wydają miliony złotych na doradztwo zawodowych ekspertów.

- Czyli naszej polityce brakuje profesjonalizmu?

- Mamy jedynie półprofesjonalne partie i w konsekwencji półprofesjonalne rządzenie. Bez eksperckiego zaplecza polski rząd czy urzędnik są bezbronni wobec bogatych korporacji, które mają świetną organizację i świetnych ekspertów. Jeśli nasi rządzący chcą być traktowani poważnie, a nie jako anachroniczny moloch, którego trzeba omijać z daleka albo robić w konia, muszą się sprofesjonalizować. Najbliżej tej profesjonalizacji jest paradoksalnie SLD, który ma przecież po swojej stronie tradycje pezetpeerowskie. Na razie jednak wszystkie ugrupowania są warszawskie, salonowo-lobbystyczne. Nie ma w nich prawdziwych struktur, życia partyjnego czy poważnych dyskusji.

- Czas więc tworzyć partyjne think tanki, w których będą działać intelektualiści i eksperci i swoimi nazwiskami podpisywać się pod programami danych ugrupowań?

- Zawsze mówię, że trzeba wzmacniać polskie partie. Trzeba dawać im więcej pieniędzy i zachęt. Trzeba się do tych partii zapisywać, bo z partii wyrasta państwo. Niestety, politycy nie wierzą, że można uprawiać politykę na podstawie wiedzy. Nie zdają sobie też sprawy z tego, jak niewiele wiedzą. Nie potrafią tą niewiedzą zarządzać. Nie znają swoich ograniczeń. Wydaje im się, że w polityce chodzi jedynie o grę i robią jedynie to, co można, a nie to, co trzeba. Sami nie są zbyt wykształconymi ludźmi i boją się, że eksperci ich zdominują.

- Nie obawia się pan, że zabraknie specjalistów, którzy będą chcieli opowiedzieć się po którejś ze stron sceny politycznej? W Polsce wielu boi się chyba stygmatu partyjności.

- To prawda. Mówiąc językiem młodzieżowym, współpraca z jakąś partią może być obciachem. Jednak nie z każdą w tym samym stopniu. W kręgach akademickich czymś bardzo ekscentrycznym, choć zdarzającym się nierzadko, jest sympatyzowanie z PiS. Czy ktoś jest bardziej za PO czy SLD, nie budzi specjalnych emocji. Jednak jeśli doradza się za pieniądze, zamawiający nie jest już tak istotny.

- Pecunia non olet?

- Zdecydowanie. Każda partia ma prawo zadawać pytania, a ktoś, kto się w danej dziedzinie wyznaje, może napisać odpowiednią analizę. Gdybym był ekspertem i dostał propozycję od PiS, aby przygotować płatną ekspertyzę, nawet bym się nie zastanawiał. Przecież nikt nie ma monopolu na wiedzę.

- Polska polityka grzęźnie w jałowych wojnach wizerunkowych, bo brakuje jej intelektualnego fermentu?

- Cóż, polska polityka ma charakter ludowego przedstawienia i medialnego show. I nawet niespecjalnie by mi to przeszkadzało, gdyby w tle trwała solidna, opierająca się na wiedzy praca.

- Chyba możemy zazdrościć Ameryce, gdzie zaplecze intelektualne jest wyjątkowo rozwinięte?

- Tak. Tam polityk może być kompletnym durniem, a może zajść naprawdę wysoko. To nie szkodzi, bo stoją za nim fachowcy. Zresztą nie wymiata się tam specjalistów po zmianie władzy. U nas wycina się ich w pień i zastępuje kolegami. Gdyby nasze partie miały zaplecze, przynajmniej wiadomo by było, gdzie szukać kadr.

Prof.Jan Hartman

Filozof polityki, etyk