„Super Express”: - W niedzielę Szymon Hołownia ogłosił, że chce zostać kandydatem na wybory prezydenckie 2020. Nie zaskoczył pana pomysł Hołowni?
Marcin Makowski: - Kandydatura Szymona Hołowni jest odpowiedzią na potrzeby czasu.
- Czyli?
- Zdaniem pana Hołowni „system się zwiesił” i promuje ciągle te same osoby, więc trzeba wejść do środka owego systemu i coś zdziałać. Rozmontować i zamontować bezpiecznik, który będzie kandydatem spoza układu. Jednak podobne narracje słyszeliśmy.
- Myśli pan o Kukizie?
- Owszem. Paweł Kukiz kreował się na człowieka spoza systemu. Robert Biedroń podobnie.
- Na czyje głosy mógłby liczyć Hołownia?
- Szczerze mówiąc nie wiem, bo wydaje się kandydatem wszystkich i nikogo. Sam o sobie mówi, że jest zbyt prawicowy dla lewicy a dla prawicy zbyt lewicowy. Uważa, że jego plusem jest to, że jest kandydatem środka. Moim zdaniem to nieprawda.
- Dlaczego?
- Dlatego, że jest mocno sprofilowany ideowo. Szymon Hołownia to opcja mocno elitarna. Może być wyborcą czytelnika „Tygodnika Powszechnego”, który jest zmęczony pomysłami PO. I na tle Kidawy-Błońskiej i Jaśkowiaka wypada świeżo. Generalnie jego „kościółkowy” ton nie zapowiada zmiany jakościowej w polityce.
- Zastanówmy się jeszcze, kto stoi za Szymonem Hołownią? Ktoś przecież musi pomagać w jego promocji i PR.
- To ciekawe pytanie. Była mowa o tym, że wspiera go minister Cichocki, który pracował w rządzie Tuska. Moim zdaniem narracja Hołowni przypomina tę, którą stosuje Tusk.
- Wierzy pan w to, że Hołowni uda się zebrać 100 tys. podpisów i stanie do walki o fotel prezydencki?
- Nie wierzę w taki scenariusz. Natomiast jeżeli jego kampania wypadnie dobrze, to może uda mu się stworzyć jakiś ruch polityczny.
Rozmawiała Sandra Skibniewska