Warto jednak przyjrzeć się pewnemu przesądowi, który od wielu lat błąka się po polskim życiu politycznym. To mit „ocieplenia wizerunku”. Kiedy Grzegorz Schetyna zdecydował się na personalną roszadę i wydelegował Kidawę-Błońska do walki o tekę szefa rządu, zaraz pojawił się chór głosów, że to dobry manewr, bo „ociepli wizerunek PO”.
Nie wiem skąd się wzięło przekonanie, że wyborcy oczekują od liderów, żeby byli ciepli. Moim skromnym zdaniem, ludzie na całym świecie – nie tylko w Polsce – mają w nosie, czy od polityka bije ciepło. Tego wymaga się raczej od babci, a nie od człowieka, który rządzi albo może rządzić.
Bo czy Donald Trump jest ciepłą poczciwiną? Czy Angela Merkel – mimo swojego wieku – prezentuje się jak babunia z reklam herbatników? Czy Mateuszowi Morawieckiemu szkodzi wizerunek niezniszczalnego cyborga? Oczywiście, zdarzają się mężowie stanu, z których emanuje sympatyczny wdzięk i tu można wymienić Baracka Obamę czy Tony’ego Blaira. Ale to nie wdzięku oczekujemy od polityków. A w każdym razie nie w pierwszym rzędzie. Tak naprawdę w politykach cenimy siłę osobowości, pewność siebie, charyzmę. Lider to człowiek, który musi szybko podejmować twarde decyzję. Ciepełko nie tylko w tym nie pomaga, ale może wręcz przeszkadzać.
Grzegorz Schetyna zawodzi jako przywódca nie dlatego, że nie jest pluszowo mięciutki, tylko dlatego, że dał się ograć Włodzimierzowi Czarzastemu i brakuje mu wizji. Nie daje gwarancji, że sobie poradzi. Ciepło nie ma tu nic do rzeczy.