Narzekając na poziom polskich polityków (także Ewy Kopacz i Beaty Szydło ścierających się w dzisiejszej debacie - piszemy o tym na str. 2-3), nie zauważyliśmy, że poziom wspierających ich medialnych kiboli stał się o niebo niższy. Nie jest zatem dla mnie żadnym zaskoczeniem najnowszy atak paniki Tomasza Lisa, który objawił się w lamencie na łamach "Wyborczej". Lamencie wywołanym, co warto podkreślić, mechanizmami demokracji i zbliżającym się werdyktem wyborców.
Od wielu miesięcy, a nawet lat (sam nie wiem, kiedy to się zaczęło), zaczynam lekturę poniedziałkowej prasy od wstępniaka Lisa w "Newsweeku". Co prawda jest to strumień tak niepohamowanej histerii, że czyta się wyjątkowo trudno, ale ja już nie czytam. Ja liczę. Liczę, ile razy co tydzień w tak krótkim tekście można wymienić słowa "PiS" albo "Kaczyński" (a od pewnego czasu "Duda").
Zapewniam, że można wiele razy. Naczelny "Newsweeka" nigdy nie zszedł do liczby jednocyfrowej. Rekordowo podchodził pod 30! Proszę sprawdzić. Nie miałem przed oczami dzisiejszego numeru, ale jestem pewien, że nic mu się nie polepszyło.
Lekarze mają zapewne na przypadłość Lisa jakąś fachową nazwę. Mnie, jako laikowi, kojarzy się to z zespołem Tourette'a. To choroba polegająca m.in. na niepohamowanym wypowiadaniu wulgaryzmów, niezależnym od woli chorego. Lis zamiast wulgaryzmów używa słów "PiS" i "Kaczyński".
Od wielu miesięcy, a może i lat, chyba żaden wstępniak naczelnego "Newsweeka" nie pomijał nadchodzącego ze strony PiS zagrożenia dla demokracji. Każde nadchodzące wybory były dla niego "najważniejszymi wyborami 25-lecia", bo w każdych Kaczyński mógł triumfować. Za jaki temat Lis by się nie chwycił, kojarzył mu się on w końcu z Kaczyńskim. Tak jak w starym, niezbyt wyszukanym dowcipie, jednemu z pacjentów wszystko kojarzyło się z d...
Najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że Tomasz Lis podpisał bardzo lukratywny kontrakt z telewizją publiczną właśnie za rządów... prezesa TVP z nadania PiS, opisywanego przez "Wyborczą" jako "partyjnego namiestnika w mediach publicznych". Od kiedy PiS chce się pozbyć Lisa z TVP, jest dla niego faszystowskim zagrożeniem. Kiedy można jednak było przytulić grubą, mocno przesadzoną forsę, także z ręki PiS, to jakoś go to w żaden sposób nie brzydziło. Może to i ludzkie, ale jednak żenujące.
Gwoli sprawiedliwości trzeba dodać, że z drugiej strony wcale nie jest lepiej. Słyszymy posłów i znanych zwolenników PiS, którzy powtarzają, że "nawet za Bieruta albo Jaruzelskiego" czegoś tam nie robiono i było lepiej. Komu było, temu było, niech każdy mówi za siebie. Słyszymy nawet ludzi, którzy - jak poseł Sellin albo Jerzy Zelnik (str. 14) - rozdają i zabierają już różne stanowiska na wiele dni przed tym, zanim ktokolwiek pofatygował się do urn wyborczych. Też ludzkie, ale też żenujące.