Można Schetynę lubić bądź nie, ale ma on i tak niezbyt wdzięczną rolę. W czasie wojny na Wschodzie musi sprzątać swoje ministerstwo po wielu latach rządów Radka Sikorskiego (który w przypływie szczerości sam przyznał, że jest dotknięte "rakiem korupcji"). Muszę jednak przyznać, że sytuacja, w której szef MSZ ma w sprawie Ukrainy i Rosji więcej problemów nie z opozycją, ale z koalicjantem, a przede wszystkim politykami własnej partii, jest nieco kuriozalna.
Choć to i tak duża zmiana jakościowa w porównaniu z sytuacją, w której szef dyplomacji miał kłopoty sam ze sobą. A tak bywało za czasów Radka Sikorskiego, który potrafił krytykować politykę zagraniczną własnego ministerstwa (czyli swoją) choćby na Twitterze.
Kompletnie nie zgadzam się z najnowszą, użytkowo wyborczą antyukraińską i prorosyjską linią PSL, ale Piechociński jako koalicjant i członek innej partii ma prawo mieć nieco inne zdanie niż politycy partii Schetyny. Bardziej mnie razi sabotowanie polskiej polityki zagranicznej właśnie przez polityków PO.
Nie tak dawno wiceszef MSZ Rafał Trzaskowski ogłosił, że nawet "jeżeli serce dyktuje, że dobrze pomóc bardziej Ukrainie", to lepiej jej nie pomagać bo Putin jest nieobliczalny. Dla szefa MSZ najgorsza jest jednak sytuacja, w której musi się zmagać ze zbyt lotnymi myślami swojej szefowej, samej premier Ewy Kopacz.
Przypomnijmy, że premier Kopacz na wieść o wojnie na Ukrainie chciała się zabarykadować w swoim domu i nie mieć z nią nic wspólnego. Polecam minę Schetyny obecnego przy tym wystąpieniu. Można z niej wyczytać bardzo wiele... Po chwili Ewa Kopacz się zradykalizowała i uznała, że samo "niewykluczenie" pojawienia się tam polskich żołnierzy to "dążenie do wojny, a nie do pokoju". Dziś za jej zgodą na Ukrainie pojawią się polscy wojskowi instruktorzy, a Ewa Kopacz zmieniła zdanie o 180 stopni. I za każdym razem świecić za to twarzą musi szef MSZ.
W wypowiedzi Schetyny trudno mi się zgodzić tylko z jednym. Ze słowami, że politycy powinni "uważniej autoryzować" swoje wypowiedzi. Jak pokazuje doświadczenie z polskimi politykami, autoryzacja służy im zazwyczaj do wycofania się z tego, co powiedzieli. Czyli kłamania Czytelnikom w oczy. Albo uczynienia z siebie bardziej elokwentnych i błyskotliwych niż są w rzeczywistości. Czyli też kłamania.
Nasi politycy kłamią już i tak wystarczająco bez autoryzacji.
Zapisz się: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail
Zobacz: Zdaniem redaktora. Mirosław Skowron: To wstyd, że nie ma naszych żołnierzy na Ukrainie