Szkoda, że nie za pierwszym razem. Rodzicom zastępczym postawiono zarzuty pobicia ze skutkiem śmiertelnym oraz zabójstwa.
Oprócz pytań o pracę prokuratury i biegłych przy pierwszym morderstwie, nasuwa się pytanie podstawowe: jak działa państwo przekazujące aż pięcioro dzieci na wychowanie ludziom, którzy okazują się dzieciobójcami? Dlaczego śmierć jednego z nich jest bagatelizowana?
Ta sprawa to niestety kolejny przykład na to, że nasze państwo i jego instytucje nie działają tak, jak powinny. Tak jak po Amber Gold, katastrofie smoleńskiej, sprawie sędziego Milewskiego (każdy może wstawić tu coś z ostatnich lat) usłyszymy, że "państwo nie zawiodło, ale zawiodły jednostki". Zupełnie jak w PRL. System był wspaniały, tylko ludzie nie dorośli.
Za każdym razem słyszymy też, że "państwo się sprawdziło", bo np. sprawnie zorganizowało pogrzeby ofiar albo przekazało władzę. Sprawdziło się, bo w końcu dopadło Marcina P., a zawiedli ludzie, którzy dali się nabrać Amber Gold.
Zgodnie z tą logiką teraz instytucje państwa sprawdziły się równie świetnie, bo zatrzymały morderców już po śmierci drugiego dziecka, a nie piątego. Gratulacje.
Często słyszymy od polityków, że państwa na coś nie stać. Godziwy minimalny poziom życia? Państwa na to nie stać. System, który zachęcałby ludzi do posiadania dzieci? Nie stać. Działający system emerytalny? Gdzież tam.
Dziś okazuje się, że nie stać go nawet na sprawdzenie, czy nie przekazuje dzieci na wychowanie ludziom, którzy okazują się mordercami.
Nasuwa się pytanie, czy politycy nie doprowadzili do sytuacji, w której ludzie traktują już własne państwo jak wroga? Wroga, który łupi ich podatkami, przeszkadza prowadzić firmy lub zabiera wszelkie prawa pracownicze, traktując jak półniewolników?
Tylko co daje w zamian, skoro jego decyzje zagrażają nawet życiu dzieci?