Przed wyborami do parlamentu krajowego mogą mieć jednak olbrzymie znaczenie psychologiczne i przybliżyć odpowiedź na nużące już wszystkich pytanie: czy Platforma dogoni PiS?
Sławomir Neumann, szef klubu PO ogłosił, że sobota jest „ostatnim dniem na deklaracje partii o dołączeniu do koalicji”. W moich uszach zabrzmiało to jak wymuszany groźbą i rozkazem sojusz d… z batem i nie dziwię się, że ci, do których była ta groźba skierowana, wciąż się jednak wahają.
Przyznam, że nie ufam sondażom, które pompują wynik różnych koalicji dodając elektoraty. Historia uczy, że to się nigdy nie sumuje. I gdybym miał coś przewidywać, to najbardziej wygranym jesienią może się okazać ten, kto umiejętnie z tej wojenki w PO z PiS-em się wyłączy. I nie jestem wcale przekonany, że będzie to Biedroń.
SLD już do koalicji dołączył. PSL jeszcze się waha. I rozumiem to wahanie.
To „zjednoczenie” to droga w jedną stronę. Grzegorz Schetyna potrzebuje głosów, a nie partnerów do dzielenia się władzą. Pokazał to pochłaniając Nowoczesną, wspierając wewnętrzny przewrót w tej partii. Pokazał chyba przedwcześnie i może pewne obawy PSL. I szczerze dziwię się braku wahania w SLD.
Przecież jeżeli jakiś wyborca wciąż po tych wszystkich latach głosował na SLD, a nie na Platformę, jeżeli decydował się głosować na PSL, a nie na PO lub PiS, to robił to z jakiegoś powodu! Oznaczało to, że jest wyborcą tym partiom wierny jak pies. Pies, który nawet jeżeli SLD i PSL lały go kijem i głodziły, to nigdy się od tych partii nie odwrócił.
Nie mówię już o tym, że SLD sprzedało się zaskakująco tanio. Wystawi na wchodzących miejscach do europarlamentu i tak głównie tych, którzy od dawna z SLD mieli niewiele wspólnego. Jesienią może zaś dostać warunki co najmniej uwłaczające. I co wtedy SLD zrobi? Zagrozi wyjściem z koalicji? Wyjścia już nie będzie. Kto wyjdzie, ten przecież „zdradzi ratowanie demokracji” dla kilku stołków w Sejmie...