Zamiast Timmermansa jest Ursula von der Leyen, była niemiecka minister obrony. Mam niemal pewność, że premier Morawiecki i nasz rząd nie są tą kandydaturą zachwyceni. Po wygranych przez PiS wyborach pani Leyen zapowiedziała wspieranie „zdrowego, demokratycznego ruchu oporu” w Polsce. W rządzie Merkel popierała przymusowe rozlokowanie w Europie tzw. kwot uchodźców. Była nawet zwolennikiem przyjmowania muzułmańskich imigrantów do… Bundeswehry, by lepiej się integrowali. PiS nie ma jednak zbyt dużego pola manewru i po utrąceniu Timmermansa pani Leyen podobać mu się musi. Niemcy i Francuzi nie będą w nieskończoność utrącać kolejnych kandydatów, którzy nam się nie podobają aż z braku innych opcji zostanią zmuszeni do wyboru np. Beaty Szydło…
Dla wyborców PiS, którzy kręcą nosem na Timmermansa i Leyen mam dobrą wiadomość. Bardzo łatwo jest mi sobie wyobrazić kandydatów znacznie dla polskiego rządu gorszych. Myślę tu np. o Martinie Schultzu, byłym szefie europarlamentu i SPD. Człowiek bez średniego wykształcenia, mający kłopoty z ukończeniem podstawówki, alkoholik i radykalny krzykacz (nie pamiętam go dyskutującego, zawsze grzmiał bądź pouczał). Człowiek, w którym z niewiadomych powodów zakochała się prawie cała europejska lewica, z niemiecką na czele. Ktoś, kto groził nam nie tylko w roli urzędnika UE, ale nawet kanclerza Niemiec…
Jeżeli Timmermans miał mieć obsesję na punkcie PiS, to Schultz miał tę obsesję do kwadratu. I właściwie na każdym punkcie. Niezależnie od tego na kim się te wybory zakończą, można powiedzieć, że nam się upiekło...