Dowodem na to jest reakcja PiS na najnowszą depeszę WikiLeaks, opisująca opinie wiceszefa rosyjskiego MSZ z 2007 r. na temat stosunków polsko-rosyjskich. WikiLeaks puściło jednak Putina w salonie w chwili, w której towarzystwo woli tego nie zauważać.
Kilka miesięcy temu depesza mogłaby być koronnym dowodem na grę Putina wizytami prezydenta Kaczyńskiego oraz wewnętrznymi podziałami w Polsce. PiS woli jednak przejść obok tematu, gdyż groziłoby to serią ataków o rosyjskich fobiach.
Wokół depeszy rabanu nie robi też PO. Nieoficjalna, więc szczera, opinia samych Rosjan, że Lech Kaczyński mógł mieć rację, a w dodatku był człowiekiem o dobrych intencjach, nie bardzo leży w miejscowej kulturze politycznej. A zwłaszcza interesie partii, która robiła z niego pełnego kompleksów radykała ośmieszającego nas na świecie. Czarę goryczy przepełnia zapewne określenie Anny Fotygi jako "czarującej damy". To większości naszych komentatorów rzeczywiście może odebrać mowę.
Znawcy marketingu politycznego twierdzą jednak, że właśnie w ostatnim tygodniu kampanii powinien zagrać klasyczny czarny PR. I rzeczywiście, krąży po Warszawie plotka, że ktoś ujawni zapis tajemniczej telefonicznej rozmowy braci Kaczyńskich na chwilę przed smoleńską katastrofą. Czy ta rozmowa, a raczej sposób, w jaki zostanie ograna, będzie "dziadkiem z Wehrmachtu" tej kampanii? I kto na tym naprawdę straci?