Są pewne słowa, które istnieją z osobna, ale zestawione razem zapowiadają katastrofę. Chodzi o takie słowa, jak np. "samolot domowej roboty" albo "muzułmańska wieprzowina".
"Radek Sikorski na Twitterze" - to też zapowiada katastrofę.
Szef MSZ nieraz już komentował różne rzeczy za pośrednictwem tego medium. Jakiś czas temu pogratulował ministrowi Budzanowskiemu możliwego sukcesu w negocjacjach cen gazu. Wyprzedził tym oficjalny komunikat giełdowy. Ceny akcji PGNiG skoczyły i rząd musiał stawać na uszach, żeby wytłumaczyć wpadkę.
Ministrowi Sikorskiemu zdarzało się też aktywne łamanie prawa, kiedy na Twitterze informował o frekwencji w referendum nad odwołaniem jego partyjnej koleżanki Hanny Gronkiewicz-Waltz.
Przeczytaj też: Majątek Romana Giertycha. Były polityk już nie klepie biedy! [ZDJĘCIA]
Niestety, tłumaczenia i przeprosiny (zarówno jego, jak i kolegów z rządu) nie nauczyły szefa MSZ niczego.
Najnowsze teksty "Wprost", czyli rozmowę Romana Giertycha przy wódce, Radek Sikorski komentuje: "Atak na adwokata, który prowadzi sprawy przeciwko @TygodnikWprost wygląda na prywatę i akt desperacji".
Tylko czy ten atak ministra Sikorskiego na "Wprost" na prywatę nie wygląda? Na tygodnik, któremu wytoczył sprawę? W obronie swojego przyjaciela i adwokata, który go w niej reprezentuje?
Miejmy nadzieję, że przynajmniej nie jest to akt desperacji.
Był nie tak dawno pewien ważny polityk, który w akcie desperacji biegał po różnych Lisach i stacjach radiowych, wygrażając dziennikarzom sądem. Tygodnikowi "Wprost" wygrażał nawet pozwem o 30 mln zł. Powodem były jakieś "nieprawdziwe" teksty o jego zegarkach... Pamiętacie jego nazwisko?
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail