Panowie politycy… Ja nawet rozumiem, że kłamstwo jest nieodłączną częścią waszego zawodu. Niektórym z was zdecydowanie już jednak odbiło.
Po występach europosłów PO w Brukseli kilkukrotnie musiałem uspokajać kolegów z zachodnich mediów, że odpowiadam na maile z opóźnieniem wcale nie dlatego, że zostałem zamknięty do więzienia przez PiS-owską dyktaturę, a na głupoty wygadywane przez posłów Thun i Lewandowskiego muszą brać w nawias.
Od wczoraj kilkukrotnie już uspokajałem znajomych i rodzinę, że Bruksela nie wprowadza w sieci zakazu linkowania, opłat dla Internautów i nowej cenzury. Tym razem sztuczną histerię rozkręcają politycy PiS mając widocznie nadzieję, że „zabranie Internetu” pogrąży już ostatecznie słabująca Platformę.
Mistrzem w wygadywaniu głupot na każde tematy jest oczywiście niezawodny poseł Tarczyński (PiS), który tym razem stwierdził, że dyrektywa to powrót do „cenzury, czasów podsłuchów i donosicieli”.
Polityków PiS z panem Tarczyńskim na czele proszę, żeby zamiast zachowywać się jak suto opłaceni przez Google’a i Facebooka lobbyści, przeczytali choć raz treść dyrektywy. Zrobił to już wasz kolega z rządu, minister cyfryzacji Marek Zagórski. 25 lipca, odpowiadając jednemu z posłów na dokładnie wszystkie strachy, które dziś podnosicie mówił, że ograniczenie wolności słowa i wolności Internautów to bzdura. Podobnie jak bzdurami są ograniczenie linkowania, opłaty od internautów, czy zakaz tworzenia przez nich memów i dzielenia się treściami w sieci.
Jeżeli przerasta was przeczytanie i zrozumienie treści dyrektywy samodzielnie, poproście kolegę z rządu. Wygląda na miłego człowieka, na pewno wam to jakoś przystępnie streści.