Od samego początku, dla 9 na 10 strajkujących, a także dla ZNP, miał to być strajk płacowy. Politycy i celebryci opozycji zdołali się jednak do protestu przykleić i wołać: „walczymy”. Co gorsza, zdołali jednak przekonać część strajkujących, że warto by ten strajk był nie tylko o pensje. Że wypadałoby, żeby był o coś więcej. Co zabawne, pogląd, że nauczycielom w proteście powinno chodzić nie tylko „o kasę” podzielało właściwie wielu publicystów prorządowych.
Nie mam pojęcia z czego to się bierze. Zdecydowanej większości pracujących, w tym także na ten strajk narzekającym, chodzi o kasę. Podstawą kapitalizmu – i za to go lubię – jest to, że za pracę należy się płaca. I o te płace, w normalnych krajach, często walczą związkowcy.
Nie dziwię się politykom, że o jakimś „nowym Sierpniu” mówili. Kłamstwo to immanentna część ich aktywności zawodowej. Dziwię się tym nauczycielom, którzy politykom uwierzyli i zaczęli myśleć o radykalizacji protestu.
Jeżeli ktoś naprawdę uwierzył, że to nie jest strajk płacowy, ale „nowy Sierpień”, to znaczy, że poziom jego oderwania od rzeczywistości nie powinien pozwalać mu na zajmowanie się dziećmi. Zasadniczo nie powinien mu nawet pozwalać na zawiązanie butów i trafienie w drzwi przy wyjściu do pracy.
Skoro strajk jeszcze się nie zakończył, skoro mają toczyć się negocjacje z rządem, apeluję na święta do nauczycieli: przytłaczająca większość z was nie jest politykami. Jesteście normalnymi, uczciwie pracującymi ludźmi. Kiedy na horyzoncie znów zobaczycie polityków, którzy zechcą się do was przykleić, natychmiast ich pogońcie. Także tych, którzy są już między wami, ale bardziej się czują radnymi i kandydatami na radnych.
Pamiętajcie, że jedyne, co zdecydowana większość polityków ma w głowach, to załatwienie sobie posad na kolejne cztery lata. A nie waszą pracę i warunki życia.