Na zdjęciach z urodzin Macierewicza mignęła mi jednak twarz wesołego posła PiS Dominika Tarczyńskiego. Posła znanego głównie ze zdjęcia własnej stopy w luksusowum jacuzzi, wyzwania na pojedynek 73-letniego Wałęsy, oraz tchórzliwego chowania się za immunitetem po zarzuceniu lobbingu posłowi PO. Teraz znanego także z kłamstwa lub manipulacji.
W programie TVP „Woronicza 17” Tarczyński oskarżył Piotra Ikonowicza o „promowanie komunizmu”. Rozumiem, że wiedza o tym nie musi być powszechna, ale w czasach, w których i ja i Tarczyński byliśmy gówniarzami, Ikonowicz był prześladowany przez komunistów i sadzany za kratki za aktywną walkę z systemem PRL.
Polityk, który tego nie wie, jest albo kapuścianym głąbem (i powinien wrócić do szkoły), albo świadomym manipulatorem (i powinien co najwyżej biegać na zadymy, a nie do mediów). Trzeciej opcji nie ma.
Dlaczego Tarczyński kłamie lub manipuluje? Mam wrażenie, że dlatego, że kiedy Ikonowicz aktywnie protestował przeciwko złodziejskiej reprywatyzacji w Warszawie broniąc jej ofiar, Tarczyński nie będąc jeszcze członkiem PiS brylował na charytatywnych balach elit w otoczeniu... żony Donalda Tuska. Na balach był w towarzystwie żony (zakładam, że ktoś demonstracyjnie katolicki nie sypia z konkubiną bez ślubu). Żoną, która będąc zamożną bizneswoman prowadzi też fundację, w której szefem rady jest… Jerzy Stępień. Ten sam. Jeden z głównych oponentów PiS w wojnie ze środowiskiem sędziowskim.
Przyznają państwo, że wszystko to jakoś umiarkowanie PiS-owskie... I być może tłumaczy neoficki zapał i próby udowodnienia, że jest się najbardziej PiS-owskim wśród PiS-owców.