Był to jednak wiek na tyle świadomy, by dostrzegać, jak cały ten PRL-owski syf wygląda. Miałem też już na tyle świadomości, by widzieć, co grozi starszym kolegom bądź dorosłym, którzy naprawdę się w coś zaangażowali.
Moja rodzina wspomina, że od kiedy skończyłem 8 lat, do 15. roku życia na pytanie: co będę robił w przyszłości, niezmiennie odpowiadałem: wyemigruję. Moimi bohaterami (jak i połowy podstawówki) byli bracia Zielińscy, którzy w 1985 r. nawiali z Polski do Szwecji pod TIR-em, mając 13 i 15 lat.
Pomijam tu aspekt zwyczajnej biedy, po której do dziś został mi głupi odruch, że kiedy kupuję pomarańcze, banany lub butelkę coca-coli, to widocznie jutro będzie Boże Narodzenie. PRL w tak wielu aspektach było szaroburym i groźnym monstrum, że z dzisiejszego punktu widzenia wydaje się nierealne. Może właśnie z tego powodu przychodzi niektórym taka łatwość chrzanienia głupot i porównywania Polski z 2017 r. do PRL Jaruzelskiego, Gomułki, a nawet do III Rzeszy.
Przy wielu zastrzeżeniach do rządów PiS, tego typu porównania można snuć właściwie tylko w czterech przypadkach. Pierwszy - ktoś jest zbyt młody i niczego sprzed 1989 r. nie pamięta. Drugi - pamięta, ale jak przez mgłę, bo był zbyt mały. Trzeci - zgłupiał lub zdziwaczał na starość tak, że aż dziw, że nie wkłada sobie podczas jedzenia łyżki z zupą do ucha, powtarzając "gugu". Czwarty - jest politycznym cynikiem manipulującym opinią publiczną.
Niespecjalnie przejmuje mnie, kiedy podobne głupoty wygadują ludzie, których zdolności intelektualne i zasługi ograniczają się do umiejętności zrobienia prawa jazdy na motocykl i wystawiania faktur własnym kolegom w nadziei, że nie zauważą i jakoś to będzie.
Kiedy zaczynają je chrzanić ludzie intelektualnie sprawni, którzy dodatkowo mają za sobą naprawdę piękną legendę, będący bohaterami mojej młodości, jest mi zwyczajnie po ludzku przykro.