Mirosław Skowron: Mądry Obama po szkodzie?

2014-06-03 4:00

Po wizycie Baracka Obamy w Polsce nie oczekuję właściwie niczego, oprócz jednej sprawy. Niech sobie wsadzi w kieszeń wizy do USA. Niech nadal przebąkuje o "polskich obozach śmierci", jak zdarzyło mu się przy okazji wspominania Jana Karskiego, którego zapewne nie kojarzył nawet w chwili przemówienia. Niech nawet odpuści sobie dalsze ględzenie w sprawie zbudowania tarczy, która albo powstanie, albo i nie.

Zamiast sztucznego "pozdrawiania wszystkich Polaków" chciałbym usłyszeć zapowiedź zwiększenia obecności militarnej USA w Polsce. Żywego garnizonu, a nie jakichś nieuzbrojonych atrap z kierowcą i telefonistami. Wiem, że dochowaliśmy się już u nas całego zastępu modnie zbuntowanych młodzieńców, którzy zobaczą w takiej decyzji realizację celów "imperializmu USA". Mam gdzieś to, co zobaczą. Niech nadal popijają latte, ględząc o Marksie w modnych knajpach. Nie mam bowiem gdzieś tego, co wyprawia dziś Rosja. Prawda jest taka, że pomimo całego bajdurzenia o równości ludzi na świecie, w oczach opinii publicznej na Zachodzie i w USA, a przede wszystkim w oczach prezydenta Rosji śmierć jednego żołnierza amerykańskiego na polskiej ziemi będzie dla naszych sojuszników bardziej znacząca niż śmierć tysiąca żołnierzy polskich. Można się na to oburzać, może nas to brzydzić, ale takie są realia.

Sprawdź: Cadillac One - pancerna limuzyna prezydenta Baracka Obamy jest jak CZOŁG!

Do tej pory amerykański prezydent Polaków nie rozczarowywał tylko dlatego, że niczego się po nim nie spodziewali. Nie obchodziło nas to, że zapowiadając ZMIANĘ, nabrał całe rzesze dość naiwnych lewicowych wyborców, okazując się jeszcze jednym, mainstreamowym demokratą rozdającym pieniądze bankierom i utrzymującym bazę Guantanamo. Dla Polski najważniejsze było to, że potwierdził najgorsze obawy o swojej kompletnej ignorancji w sprawach Europy Wschodniej i Rosji Władimira Putina.

Miejmy nadzieję, że przemawiając o kilkaset kilometrów od europejskiego kraju, w którym wciąż giną ludzie, zakiełkuje w nim myśl, że może warto wreszcie zerwać z zasadą nietworzenia baz NATO w nowych krajach Sojuszu. Rosja na Krymie udowodniła, że jej zrywanie wszelkich układów przychodzi bez najmniejszego problemu.

Wiadomości Se.pl na Facebooku