W tle poważnej awantury z Izraelem i USA o nowelizację ustawy o IPN padło tyle głupich głosów, że można się było uodpornić. Jeden z nich jednak mnie poruszył. A raczej osoba, która ku mojemu zdziwieniu nadal bezwstydnie funkcjonuje w przestrzeni publicznej.
Dziennikarka Eliza Michalik uznała, że warto podzielić się z bliźnimi swoją myślą i napisała, że "Polacy mordowali swoich Żydowskich sąsiadów w sposób zorganizowany, bez przymusu ze strony nazistów, z własnej woli, chciwości i podłości".
Nie oczekuję po pani Elizie tego, żeby umiała wytłumaczyć, o co jej chodziło w tym "sposobie zorganizowanym". Ciekaw jestem tylko tego, czy ta opinia wypadła jej z głowy sama, czy też ją komuś rąbnęła.
Pani Eliza robiła kiedyś za tzw. kontrowersyjną dziennikarkę prawicową. Prowadziła np. "kącik homofoba" w "Gazecie Polskiej". Jej koledzy z redakcji wspominają, że jej teksty o gejach "bywały tak obrzydliwe", że nawet u nich je odrzucano. Po poprawności jeździło wtedy jednak zbyt wielu publicystów i nie dawało to wystarczającego rozgłosu. Pani Eliza siadła, pomyślała i postanowiła zostać intelektualistką.
Starała się, ale nie zawsze wychodziło. Zdecydowała się zatem pójść na skróty i rąbnąć teksty tym, którym wychodziło częściej. Rąbała jak leci. To z Balcerowicza, to z Zyty Gilowskiej, a nawet Miltona Friedmana.
Kiedy to wyszło na jaw, prawica złodziejki się pozbyła i publicznie przeprosiła. A pani Eliza? Nie, nie zmieniła zawodu. Zaczęła robić za tzw. kontrowersyjną publicystkę lewicową. Walka z "nacjonalizmem i zaściankowością" okazała się bardziej intratna od walki z "pedałami". Jako osoba znająca się wszak na łamaniu prawa wzywała też do delegalizacji PiS i obrony praworządności.
Nie rozumiem kolegów, którzy ją przygarnęli i pompują na gwiazdę. Być może słynne powiedzenie prezydenta Roosevelta o dyktatorze Somozie ("jest skur.nem, ale to nasz skur...syn") stało się doktryną nie tylko "amerykańskiego imperializmu", ale i naszej lewicy? Nie wiem. Od kiedy okazało się, że na lewicy "wyjechanie z bańki" kobiecie przez mężczyznę uznaje się za "żart środowiskowy", przestałem za etyką lewicy nadążać.
Koledzy broniący red. Michalik, wiedząc, że nie przepadam za islamem, powiedzieli mi, że w przeciwieństwie do reszty lewicy jest ona niechętna tej religii. Część z nich widzi w tym wyraz jej "niezależności".
Ja widzę w tym odruch obronny. Pani Eliza wie, że w krajach, w których Koran traktowany jest poważnie, za kradzież karze się obcięciem dłoni. I żyjąc w takich realiach, już dawno musiałaby swoje mądrości wystukiwać na klawiaturze nosem.