Trump jest nieprzewidywalny. Nikt nie wie co z tych jego rozmów z Putinem wyniknie. Jest jednak przywódcą największego mocarstwa na świecie i nie można z siebie robić pajaców, jak ma to w normie amerykańska i europejska lewica, obrażając się na demokratyczny wybór Amerykanów i na tego, którego oni wybrali. Bojkotowanie go, albo wzywanie do niewpuszczania do kraju (serio, są tacy ludzie nawet w randze ministrów), nawet jeżeli podjąłby niekorzystne dla nas decyzje byłoby skrajną głupotą. A co dopiero dlatego, że „źle traktuje kobiety” i za coś je łapie.
Innego prezydenta USA, jeszcze przez ponad dwa lata, a wiele wskazuje na to, że przez ponad sześć lat nie będzie.
To co może być dla nas jakąś szansą, to paradoksalnie ostre ataki na Trumpa w USA, dotyczące związków jego ludzi (teraz już byłych ludzi) z Rosjanami. W takiej sytuacji być może będzie musiał być ostrożniejszy, bo każde, zbyt duże ustępstwo na rzecz Putina może być wykorzystane jako przykład, że o te związki właśnie chodzi. Szansą jest też inny zarzut wobec Trumpa, dotyczący wspierania interesów wielkich koncernów. Koncerny energetyczne z USA idą z Rosją na zwarcie.
Niestety jest też ogrom rzeczy, które mogą niepokoić. Poczynając od wypowiedzi Trumpa na temat Ukrainy i Krymu, nienaruszalności granic, obecności wojsk NATO. I wybielania Rosji za stan jej stosunków z USA.
Dla Polski i dla świata byłoby chyba najlepiej, gdyby spotkania Trumpa z Putinem zakończyły się tym, czym zakończyły się jego spotkania z Kim Dzong Unem. Wielkim, nadmuchanym, propagandowym niczym.