Od kiedy pamiętam, w mediach publicznych po każdych wyborach jedni wyrzucali drugich. SLD wyrzucało "solidaruchów", PiS wyrzucał "postkomuchów", PO wyrzucała "pisiorów". Za każdym razem na zbity pysk, za każdym razem za poglądy. Tak było, jest i będzie. Kiedy wieloletni polityk Juliusz Braun prosto z jednego z ministerstw poszedł do TVP czyścić media z "pisiorów", ci, którzy lamentują o "skoku na media", nawet się z tego cieszyli. Pamiętam wyrzucenie z TVP Kultura jej twórcy i szefa Krzysztofa Koehlera i zastąpienie go faworytką prezesa. Protestowali ludzie z drugiej strony barykady, ale tylko wśród twórców, jak Agnieszka Holland. Wśród dziennikarzy protestował tylko, co trzeba mu oddać, Jacek Żakowski. Reszta cieszyła się, że "poleciał kolejny pisior". Choć wtedy jeszcze częściej mówili, że "kolejny katol". Podobnie niespecjalnie darto szaty po zwolnieniu z Trójki Krzysztofa Skowrońskiego, choć de facto Trójkę uratował. To, co robi Kamil Dąbrowa, szef radiowej Jedynki, który z powodu straty fajnego stanowiska puszcza na antenie hymn państwowy na przemian z "Odą do radości" Beethovena, jest cokolwiek żenujące. Mam nadzieję, że kiedy za 4-8 lat jako "antypisior" obejmie kolejne stanowisko po kolejnej czystce partyjnej, to przynajmniej zagra hymn i Beethovena na odejście tych, których będzie zwalniał. Przy okazji zmian w mediach publicznych nieustannie powraca tekst o "standardach BBC", które powinny obowiązywać także u nas. Z polskimi wypowiedziami o BBC mam jednak kilka problemów naraz. O "standardach BBC" mówią u nas najczęściej ludzie, którzy nie znają angielskiego. A jeżeli znają, to nigdy albo przynajmniej w ostatnich latach BBC nie oglądali. A jeżeli oglądali, to świadomie mijają się z prawdą. Standardy BBC to piękna legenda, należąca do przeszłości. Znacznie wyżej oceniane są dziś te w prywatnych ITV czy Channel 4. Polacy mogli się o tym przekonać choćby przy okazji słynnego programu BBC, który przestrzegał turystów z Anglii przed wizytą w Polsce na Euro 2012 ze względu na rasizm. Przestrzegał tak jak dziś przestrzega się na Zachodzie przed końcem demokracji w Polsce.
Zobacz: Bronisław Wildstein: Nie ma żadnej rewolucji, jest pracowita władza