Mirosław Skowron

i

Autor: archiwum se.pl

Mirosław Skowron: Fronczewskiego chcą z niego zrobić!

2013-05-24 4:00

Donald Tusk ogłosił, że wiele osób prosi go o to, żeby został przewodniczącym Komisji Europejskiej. Wypowiedź premiera przypomniała mi scenę z komedii "Miś" nieodżałowanego Stanisława Barei:

"Oni chyba wszyscy poszaleli! Fronczewskiego chcą ze mnie zrobić! Tu mnie Janek do filmu namówił... ten mnie do Londynu ciągnie... Przecież ja nie mam do tego głowy. Oszaleli..." - ogłaszał Ryszard Ochódzki.

Nie wiem, czy premier Tusk wzorem Ryśka Ochódzkiego wysyła podczas posiedzeń władz Platformy do sąsiedniego pokoju ministra Grasia, żeby ten zadzwonił do niego "z Brukseli". I czy Graś liczy na głos 45, 46, 47... Bardzo prawdopodobne wydaje mi się jednak, że rację ma dr Rafał Chwedoruk (dzisiejszy "Super Express", str. 5), widząc w tej wypowiedzi element walki o pozycję wewnątrz Platformy.

Przyznam, że też nie wierzę w kolejkę europejskich polityków proszących Tuska, by objął rządy w Brukseli. Z wielu powodów. Wymienię jednak te, dla których Donald Tusk powinien się wręcz wstydzić zgłaszania publicznie tego typu aspiracji.

Jeżeli Donald Tusk odchodziłby z własnej woli (a nie wyrzucony przez wyborców), to powinien to robić w chwili, w której zostawiłby Polskę w lepszej sytuacji, niż ją zastał. Nie zaś w sytuacji, w której sam przyznaje, że nadchodzą trudne czasy, kryzys, wzrost bezrobocia, spadek przyrostu PKB itd. Nie wypada zwalać bałaganu na głowę następcom i uciec. Niezależnie od tego, co osobiście myślę o jego rządach i osiągnięciach. Własnych wyborców nie wypada ot, tak kopnąć w tyłek po tym, gdy nie zrealizowało się niemal żadnej obietnicy wyborczej.

I jeszcze jeden argument. Szef Komisji Europejskiej, podobnie jak każdy komisarz, ma obowiązek działać na rzecz Unii Europejskiej jako takiej, a nie kraju, z którego pochodzi. W tej sytuacji w bardzo dwuznacznym świetle stawiałoby to obietnice, a nawet upór Tuska, by Polska jak najszybciej weszła do strefy euro. Czynione wbrew wielu ekonomistom, a nawet wbrew własnemu ministrowi finansów. Bądź zgodę na udział Polski w słynnym pakcie fiskalnym, choć zyski z tego, że bierzemy w nim udział, są bardziej niż tajemnicze.

Wiem, że każdy prowincjonalny polityk, powiedzmy na poziomie sołtysa bądź radnego, lubi się pochwalić tym, jak cenią go w centrali. Powinien jednak mieć wyczucie, kiedy wypada.