Otóż zdecydowanie można. Świadoma absencja wyborcza jest lepsza niż bezmyślne głosowanie.
Co więcej, są sytuacje, w których nawet trzeba, wyrażając w ten sposób protest przeciwko jakości tego, co proponują nam partyjni liderzy albo dany system.
Ci, którzy zostaną w domach, usłyszą oczywiście, że "nie dopełnili obywatelskiego obowiązku". Rzecz w tym, że jeżeli umowa społeczna zakłada obowiązki obywateli wobec państwa (a głosowanie nim nie jest), to zakłada też, że państwo (czyli głównie politycy) mają obowiązki wobec obywateli.
Czy naprawdę czujecie, że politycy (tak z rządu, jak i z opozycji), a także Parlament Europejski wypełniają wobec was swoje obowiązki tak jak trzeba? Czy czujecie raczej, że zdecydowana większość z jutrzejszych zwycięzców ruszy do Brukseli na wysokopłatne luksusowe wakacje. I przez bite 5 lat nawet o was nie pomyślą? Otóż odmowa głosowania, jeżeli żadna z partii nie zaproponowała wam niczego sensownego i wiarygodnego, jest waszym wolnym i demokratycznym prawem.
Gdyby jeszcze od frekwencji coś zależało... Gdyby np. wzrastała liczba europosłów z krajów z wysoką frekwencją, a malała z tych, które mają niższą... Tyle że nie zależy. Co zmieni to, że jedna czy druga partia dostaną jednego czy dwóch europosłów więcej? Nic. Jak realnie wpłynie to na decyzje europarlamentu czy Komisji Europejskiej? Nijak. Unia Europejska i jej parlament będą działały dokładnie tak samo przy frekwencji 5, 15 czy 50 proc. Do liderów partyjnych, tuzów UE i licznych autorytetów zaganiających ludzi do głosowania mam jedną prośbę. Zamiast narzekać na apatię społeczeństwa i podobne rzeczy, ruszcie tyłki i postarajcie się, żeby ludzie chcieli na was głosować z własnej woli, a nie szantażowani pustymi hasłami o "obowiązku" i "możliwości wpływu".