Po co wyborcom partia opozycyjna, która ucieka z sali obrad? To pytanie zadawano sobie już przy pamiętnej ucieczce w Sejmie, w trakcie debaty o Trybunale Konstytucyjnym. Liderzy PO przyznali po tym wydarzeniu, że zachowali się jak idioci i obiecali poprawę. Po czym... uciekli z sali obrad europarlamentu.
Ucieczki z sali Sejmu nie rozumiałem. Ucieczka w europarlamencie jest bardziej zrozumiała od strony technicznej. Zadziałał odruch europosła. Wpadam rano, podpisuję się pod listą obecności i uciekam, bo kasa już i tak wpadnie. Zostaje ktoś, kto odpęka oficjalne stanowisko (tym razem był to europoseł Olbrycht), które nikogo i tak nie obchodzi i niczego nie zmieni. Bo taki jest sens istnienia europarlamentu.
Zdecydowanej większości wyborców w Europie żaden europarlament nie obchodzi. Wystąpienia różnych Guyów i Martinów spływają po nich jak po kaczce. W normalnych krajach europarlament służy do wypychania tam polityków już emerytowanych (jak były premier Belgii), dopiero nabierających szlifów (broniący nas Brytyjczyk) albo takich, którzy narobiliby siary w kraju i lepiej zdjąć ich z oczu przed wyborami krajowymi (Martin Schulz). W krajach mniej normalnych i biednych europarlament służy zaś nabijaniu kabzy przy fajnej i lekkiej robocie. Dlatego są to zresztą jedyne wybory, które bojkotuję i nawołuję do tego samego innych. Chyba że ktoś lubi świadomie wspierać kilkuletnie wakacje dla polityków na koszt podatnika.
Ucieczka europosłów PO po tym, kiedy za ucieczkę krajową kajali się już ich liderzy, może świadczyć o jednej z dwóch rzeczy.
Rzecz pierwsza - Schetyna wcale nie jest tak sprawnym liderem, jak o tym opowiadano. Miał złapać towarzystwo za mordę i wprowadzić je ponownie do pierwszej ligi. Tymczasem po niezbyt dociekliwych pytaniach dziennikarki TVN sam pognał ze studia w Rzeczpospolitą i nikt go od tamtej pory nie widział. I rzecz druga - Schetyna jest liderem, ale wciąż do końca władzy nie przejął. Wciąż siedzi, pali cygara, popija drogi alkohol i knuje (podobno lubi właśnie te trzy rzeczy, kolejność dowolna).
W pierwszym przypadku nic mu już nie pomoże. W drugim radziłbym mu jednak jak najszybszy powrót do gry. Niech da sobie spokój z cygarami i gabinetowym knuciem. A zwłaszcza z alkoholem.
Z alkoholem jeszcze nikt nie wygrał. Co prawda był jeden człowiek, który z alkoholem zremisował, i był to Aleksander Kwaśniewski. Ale to był zawodnik chodzący w tej dyscyplinie w najwyższej kategorii wagowej.