Pierwszy raz zabił jako nastolatek. Przypadkowo. Policja nie trafiła na jego ślad i uznał, że to może być dobry sposób na rozwiązywanie problemów. Kiedy pracował już w biznesie kontrolowanym przez mafię (pornografia) wpadł w oko jednemu z szefów, który zrobił z niego płatnego mordercę. Skutecznego - dzięki niewątpliwej inteligencji potrafił maskować swoje zbrodnie i przez lata nie zostawiać żadnego śladu. W przeciwieństwie do morderców znanych z filmów, jak bohaterowie filmów „Dexter” bądź „Siedem” nie czuł żądzy mordowania. Według autora książki, gdyby nie dobre wynagrodzenie, prawie nikogo by w życiu nie zabił. Nie odczuwał też żadnych emocji, kiedy pozbawiał ludzi życia. Zabijał tak, jak szewc naprawia buty - po prostu wykonując swoją pracę. Jak rzemieślnik. "Nie czułem absolutnie niczego" - podkreśla. W połączeniu ze skutecznością i zacieraniem śladów, do chwili zatrzymania pozwoliło mu to podobno zgromadzić majątek ponad 2 milionów dolarów na koncie w Szwajcarii.
Zmarł w więzieniu, jako 70-latek odsiadujący wyrok podwójnego dożywocia. Tuż przed złożeniem zeznań, które miały dać mu prawo wyjścia na wolność. Pomimo wielu podejrzeń, że został otruty, przyczyny były prawdopodobnie naturalne. Jego ciało badał m.in. na zlecenie rodziny ekspert Michael Baden. Ten sam, którego z niewiadomych przyczyn polskie władze nie dopuściły do badania ofiar katastrofy w Smoleńsku. W wypadku Kuklińskiego wykluczył morderstwo i teorie spiskowe. Trudno powiedzieć dlaczego polskie władze nie chciały tego samego w przypadku ofiar Smoleńska. Może było warto?
Anthony Bruno, autor książki, z którym rozmawialiśmy na łamach "Super Expressu", spędził na rozmowach z Kuklińskim wiele godzin. Poznał go jak niewielu innych ludzi. Podobnie jak tych, którzy ścigali go, a w końcu dopadli - jak agent policji Dominick Polifrone. Co ciekawe, w tym "duecie" to policjant był tym, który lubił "grę". Lubił "zabawę" w ściganego i ścigającego i podchodził do tego jak do rywalizacji. Kukliński, w przeciwieństwie do policjanta, lubił czuć się bezpieczny. Lubił mieć poczucie, że wykiwał policję i nic mu nie zagraża. Lubił pełnić rolę dobrego ojca rodziny (miał dwie córki i syna, którzy dowiedzieli się o tym kim jest naprawdę na sali sądowej). W jednej z rozmów z Bruno stwierdził "ja nie jestem Iceman, jestem nice man (miłym facetem)".
Anthony Bruno - "Iceman – historia mordercy”, Znak, 2013
MS