Mirosław Skowron komentuje: 5 lat wakacji

2014-02-04 3:00

Bycie europosłem to intratna i niezobowiązująca fucha. Jak bardzo intratna, informujemy co pewien czas, publikując dane o zarobkach europosłów. Informujemy także dziś na str. 2, pokazując, jak za niezbyt długi staż pracy można się dorobić dożywotniej i wysokiej emerytury (już od 63. roku życia, a nie jak z wyroku premiera Tuska dopiero od 67. roku życia).

Przyznam, że osobiście jestem bliski decyzji zbojkotowania wyborów do europarlamentu. I mam dziwne przekonanie, na granicy pewności, że zdecydowana większość Czytelników nosi się z podobnym zamiarem.

Unia Europejska stworzyła europarlament jako listek figowy mający świadczyć o jej demokratyzacji. Parlament stworzono, sprawę odfajkowano, a obywatele jak nie mieli, tak nadal nie mają na Unię niemal żadnego wpływu.

Z polskiego punktu widzenia było to na początku miejsce zesłania polityków, których partyjni liderzy chcieli się pozbyć z naszego parlamentu - co jeszcze bardziej podkreślało zbędność i brak znaczenia tego kworum.

Przeczytaj: Schetyna zostanie europosłem?

Do czasu, kiedy podniesiono pensje w europarlamencie do czterokrotnie wyższych niż w parlamencie polskim. Wówczas, co za niespodzianka, naszym politykom nagle zaczęło na kandydowaniu zależeć. A Tusk, Kaczyński i Miller nie mogli się opędzić od chętnych.

Dziś europarlament oprócz bycia listkiem figowym, jest też listkiem irytującym. Europosłowie mając bez porównania mniej obowiązków niż i tak nieźle opłacani posłowie w Warszawie, zarabiają kilkukrotnie więcej od nich. Trudno powiedzieć za co. Oprócz ponad 40 tys. pensji mają też rozmaite dodatki, z których są w stanie wyciągnąć naprawdę sporo gotówki. W tym także z prowadzenia swoich biur poselskich. Teoretycznie powinni np. wynagradzać swoich pracowników lepiej niż polscy posłowie. Oni też pracują za środki UE. Trudno jednak spotkać w ich biurach pracownika, który odbiega swoją pensją od tamtejszej pensji minimalnej.

Sprawdź też: Weronika Marczuk zostanie europosłem?

Na palcach jednej, no może dwóch rąk mogę też policzyć europosłów (ze wszystkich ugrupowań łącznie), którzy przez te wszystkie lata robili w Brukseli coś sensownego. W dodatku część z nich ma podobno kłopoty z uzyskaniem w swoich partiach miejsc "wchodzących". Na miejscu zostawili kolegów, którzy byli bliżej ucha partyjnego lidera. I umiejętnie przy tym uchu popracowali.

Czy naprawdę chcą państwo brać udział w legitymizowaniu rozdawnictwa 5-letnich wczasów dla wybranych? Ja nie bardzo. Niezależnie od tego, czy na te wybory pójdziemy wszyscy, czy pójdzie 50 osób, Polska uzyska dokładnie tyle samo - niewiele znaczących miejsc w europoselskich ławach. Absencja, to także forma wyrażenia swojej opinii.