Można to porównać choćby z pamiętną papieską mszą z 1979 roku, podczas której na placu Piłsudskiego (wówczas Zwycięstwa) zebrać się miało 350 tysięcy osób. Owszem, sytuacja mogła być wówczas inna. Na papieża, tym bardziej pierwszy raz w Polsce, cisnęły tłumy. Na metrze kwadratowym stłoczyło się zapewne więcej ludzi niż podczas zwykłej manifestacji. Schetyna jednak nie papież (jeszcze), któż chciałby cierpieć aż takie niewygody, żeby oglądać go z bliska?
Powiedzmy, że w 1979 roku zebrały się tam zabiedzone przez niedobory w sklepach tłumy mieszkańców PRL, a w weekend tłuste, wypasione na 8 latach rządów Tuska i Kopacz platformerskie koty. Elity, którym się przelewało. I na metr nie da się wcisnąć nawet trzech takich grubasów. Powiedzmy, że tak było. Nawet wtedy 45 tysięcy brzmi jakoś słabo.
W oparach absurdu powstała jednak także kwota 240 tysięcy, którą wymyśliło otoczenie Hanny Gronkiewicz-Waltz (wiceszefowej Platformy). W oparach absurdu także, jeżeli weźmiemy pod uwagę cel polityczny manifestacji. W weekend niemal wszyscy zamiast zajmować się kwestiami wytykanymi przez opozycję rządowi, zajmowali się tym, ilu ludzi pojawiło się na placu. I tym, kto w obliczeniach odleciał bardziej.
240 tysięcy... Takie zagęszczenie tłumu na metr, wyłączając papieża, zdarzało się na koncertach różnych Stonesów, U2 czy innych Beatlesów. Przy całym szacunku dla panów Petru, Schetyny, Czarzastego i Kijowskiego... No delikatnie mówiąc, John, Paul, George i Ringo to oni nie są. Kobiety z KOD nie rzucają w nich stanikami, a te z Platformy nie mdleją na dźwięk ich głosu. Nie było zatem powodu, żeby aż tak się ściskać.
Namęczył się biedny Roman Giertych jako minister, wprowadził wbrew oporowi materii obowiązkową matematykę na maturze... I okazuje się, że wszystko to psu na budę.
Mam nadzieję, że nasi politycy przynajmniej budżet oraz pieniądze z UE potrafią liczyć lepiej niż frekwencję na wiecach.
Zobacz: Piękny gest żony Andrzeja Dudy. Zobacz, co zrobiła pierwsza dama [WIDEO]