Wyjścia są trzy. Albo szef polskiej dyplomacji lubi wypisywać prowokacyjne bzdury, albo napisał to pod wpływem (powiedzmy chwili...), albo dokładnie taka jest jego opinia o Ukrainie i jej wejściu do UE.
Podejście, które prezentuje minister Sikorski, nie jest nowe. Deklaracje typu "zachodnie panisko poucza kmiotków ze Wschodu" były dość częste na Zachodzie przed wejściem Polski do UE. Rzadko zdarzało się jednak, żeby polityk wysokiego szczebla deklarował to otwarcie. I nigdy nie był to szef dyplomacji. Co więcej, wypowiedzi o korupcji na Ukrainie brzmią szczególnie kuriozalnie w ustach człowieka, który zaledwie kilka dni temu po akcji CBA wyskoczył przed mikrofony, by przyznać, że MSZ stało się siedliskiem korupcji. Minister Sikorski rządził tym siedliskiem korupcji sześć lat i niczego nie zauważył ani nie był w stanie tego opanować.
Czym był zajęty, że to przeoczył? Otóż, jakby sam to określił: "wpompowywaniem miliardów w skorumpowaną gospodarkę Ukrainy" w ramach Partnerstwa Wschodniego, a więc "przekupywaniem prezydenta Janukowycza". Czy za tak szkodliwą, wieloletnią (od 2008 roku) działalność nie należy się dymisja?
Psikusa zrobił ministrowi premier Donald Tusk, który podziękował prezesowi Kaczyńskiemu za jego misję na Ukrainie. Nie zdziwię się zatem, jeżeli minister Sikorski, chcąc pozostać w głównym nurcie, za chwilę bez mrugnięcia okiem zacznie chwalić szefa PiS za ten przejaw pożytecznej dla kraju aktywności. Ma to przećwiczone. Wszak przez długi czas wychwalał prezydenta Kaczyńskiego, by na pół roku przed jego śmiercią podskakiwać na scenie w Bydgoszczy, skandując: "były prezydent Lech Kaczyński".
Niektórzy, czytając wpisy szefa polskiej dyplomacji na Twitterze, sugerują, że premier powinien zakazać ministrom takiej aktywności. Pamiętam jednak czasy sprzed Twittera, w których ten sam minister Sikorski potrafił bawić dziennikarzy dowcipami o polskich korzeniach Baracka Obamy wynikających z tego, że jego afrykański przodek zjadł polskiego misjonarza.
Ówczesny rzecznik MSZ tłumaczył, że minister tylko przytaczał rasistowski dowcip "podkreślając niesmaczność żartu". Coraz częściej wydaje mi się, że nie tyle przytaczał, co po prostu był sobą. Pamiętają państwo łzy Radka Sikorskiego po odwołaniu go z funkcji ministra obrony? Podkreślał, że kochał ten resort. Chyba nie kłamał. Koszary i panujący tam poziom poczucia humoru czuł jednak znacznie lepiej niż ten z dyplomatycznych salonów.