Trudno nie czuć kolejny raz zażenowania, jednak bynajmniej nie zachowaniem ministra Gowina, ale premiera. Prof. Leszek Balcerowicz stwierdził niedawno, że Donald Tusk upokarza ministrów i traktuje ludzi jak pionki. I trudno nie przyznać mu racji. Tusk lubuje się w przeczołgiwaniu tych, których kariera od niego zależy. Potrafi popisywać się tym przed dziennikarzami i drwić. Jak z upokarzanego w swoim czasie Grzegorza Schetyny, kiedy głośno dywagował, jakiej to komisji będzie szefem po wyborach.
Traktowanie członków Rady Ministrów jak paziów na swoim dworze jest jednak mniej żenujące niż sam powód rozważania dymisji. Czy minister Gowin zepsuł coś w swoim resorcie bądź sprawach, za które odpowiada? Nie. Czy doprowadził do nadużyć, czegoś nie dopilnował? Też nie. Czy nie wypełnił zobowiązań, jakie ma w celach swojego resortu? Bynajmniej. To, co można mu zarzucić, to oskarżenie mediów o manipulację. Wcześniej premierowi nie przeszkadzało jednak świadome kłamstwo wiceszefa dyplomacji, który odszedł z rządu przedwczoraj "ze względów osobistych".
Gowin odważył się mieć inne poglądy niż te, które obecnie dominują w otoczeniu premiera. Skoro to jest problem, niech Platforma zapisze w konstytucji, że ludzie o pewnych poglądach ministrami być nie powinni. Jeżeli jednak ministrem jest, to chciałbym merytorycznego rozliczenia jego pracy.
Niestety, zdaniem premiera Tuska ministrów nie należy rozliczać za efekty ich prac i sedno działalności resortu. Przykładem choćby minister Arłukowicz. Premier rozlicza ministrów z tego, co jest dla niego w polityce najświętsze - nie z reform czy administrowania. Rozlicza ich za wizerunek. Gowin ma w wielu kręgach zły PR, więc trzeba się nasrożyć i odegrać teatr.
Panie premierze, skoro ma być dymisja, to niech pan się na nią decyduje od razu. Wiem, że podkreślał pan, że nie jest premierem od wielkich wizji. Tego już nie wymagamy. Niech pan przynajmniej nie będzie premierem od zachowań niskich i żenujących.