Często poddajemy krytyce sędziów, jak w przytoczonej na str. 4-5 sprawie Grzegorza Przemyka, którą pięciokrotnie cofano do niższej instancji, aż wreszcie uległa przedawnieniu. Sędzię Beatę Michurską-Gruszczyńską, która orzekała w sprawie 5-letniego chłopca, należy jednak zdecydowanie pochwalić.
Pamiętam, że na lata przed wejściem do Unii Europejskiej przeciwnicy tego kroku straszyli nas przykładami z zachodnich mediów, w których opisywano przykłady odbierania dzieci rodzicom przez państwo. Często z powodów błahych i kuriozalnych. Cieszę się, że ówczesne ostrzeżenia, pomimo usilnych starań niektórych osób, nie stały się (na razie?) przypadkiem polskim.
Pomysł odebrania dziecka zrodził się w głowie kurator sądowej ze Środy Śląskiej. Kurator jest w tym wypadku reprezentantem państwa. Jak widać, kryzys rzeczywiście już się skończył, skoro państwo ma pieniądze na przepuszczanie ich na idiotyzmy.
Mam zatem propozycję... W przypadku Maciusia odebranie go rodzinie (ze względu na nadwagę) oznaczałoby wzięcie jego utrzymania na koszt państwa. Według lekarzy nadwaga dotyczy już aż 25-30 proc. dzieci w Polsce. I problem rośnie. Proponuję zatem, żeby za ich utrzymanie odpowiadało od tej chwili państwo. Tak jak w przypadku tego 5-letniego chłopca. Oczywiście nie zabierając ich rodzicom (wyjdzie taniej), ale pozwalając, żeby pieniądze przekazane przez państwo (albo czas zaoszczędzony na ich zarabianiu) przeznaczyli na udanie się z dzieckiem do lekarza, zakup zdrowszej żywności, trochę ruchu na świeżym powietrzu bądź opracowanie diety.
Premier Tusk niedawno podkreślał wagę prowadzenia polityki prorodzinnej. Jest okazja, żeby się wykazać.