Mirosław Skowron: Pochwała populizmu

2011-08-11 4:00

Przy okazji śmierci Andrzeja Leppera odżył jeden z ulubionych refrenów naszych elitarystycznych mediów: narzekanie na populizm i zagrożenie, jakie niesie dla demokracji i życia publicznego w ogóle. W Polsce używa się tego terminu jako maczugi na przeciwników, którym wpadło do głowy akurat coś, co może znaleźć większy oddźwięk społeczny.

W warunkach polskiego, umówmy się raczej post-ludowego społeczeństwa, jest to narzekanie dość idiotyczne. Obie główne partie na naszej scenie: Platforma i PiS powstały i uzyskały popularność właśnie w ramach klasycznie populistycznego, egalitarystycznego sprzeciwu wobec elitarnej i kastowej rzeczywistości III RP. Choć PO wolałaby tego zapewne nie pamiętać. Obie sięgają też chętnie po populistyczne chwyty (by wspomnieć słynną przymusową kastrację pedofilów autorstwa Donalda Tuska). I sięgać powinny. Dlaczego?

Termin populizm nabrał pejoratywnego znaczenia stosunkowo niedawno. Populizm i rosnąca popularność ugrupowań tego typu są jednak najlepszym termometrem tego, co realnie obchodzi elektorat. I zamiast narzekać na populizm i bredzić o kwestiach estetycznych, tradycyjni politycy powinni raczej ruszyć d... i rozwiązać problemy, których do tej pory zauważać nie chcieli.

Na Zachodzie kręci się nosem na partie, które "wykorzystują problemy z asymilacją imigrantów". W Polsce przez lata kręcono nosem na Leppera i jego Samoobronę. Oba zjawiska wzięły się jednak z niedostrzegania realnych problemów w nadziei, że same jakoś się rozwiążą.

Same to mogą się budować stadiony na EURO. Na realne problemy trzeba zaś reagować.