- „Super Express”: - W najbliższych latach największym problemem służby zdrowia mogą być niedobory kadrowe. Lekarze, pielęgniarki… Konieczna jest jakaś zmiana. Ma pan pomysł jak to załatać?
- Prof. Łukasz Szumowski - Rzeczywiście, to jeden z największych problemów. Nie da się w szybki, cudowny sposób wypełnić tej luki kadrowej. Nawet dorzucając w tej intencji więcej środków.
- Co wobec tego zrobić, żeby nie było dramatu?
- Stworzyć odpowiednie mechanizmy, które przekonają młode osoby, że warto pracować w Polsce i kształcić się w kierunku pielęgniarskim. Jeżeli nie zrobimy czegoś teraz to za 10 lat nie będzie miał kto się nami zająć.
- Odpowiednie mechanizmy, czyli jakie?
- Wspólnie z samorządem pielęgniarskim już teraz podejmujemy działania, które mają zachęcić młode osoby do wyboru tego szczególnego zawodu. Chcemy pokazać nowoczesne formy kształcenia, zwiększamy liczbę szkół kształcących pielęgniarki. Zapewniamy również stypendia – 800 zł miesięcznie mogą otrzymać studenci ostatnich 2 lat pielęgniarstwa, a 1000 zł miesięcznie absolwenci wchodzący do zawodu przez 2 lata po skończeniu kształcenia.
- Spotkał się pan z opinią, że polski system opieki zdrowotnej jest nastawiony na to, żeby leczyć pacjenta, a nie, żeby go wyleczyć?
- Problem wyleczalności jest wielką bolączką medycyny w ogóle. Tylko pewien zakres chorób można wyleczyć w pełni. To co szwankuje w Polsce, to zbyt mały nacisk na leczenie ambulatoryjne, a zbyt duży na leczenie szpitalne. Leczenie szpitalne jest dużo droższe, a nie w każdym wypadku jest konieczne. Pewne procedury z powodzeniem i korzyścią dla pacjenta można realizować w trybie ambulatoryjnym. Średnie wykorzystanie łóżek szpitalnych w Polsce jest na poziomie około 68 proc. Sukcesywnie to zmieniamy.
- To wstęp do zapowiedzi o likwidacji wielu tysięcy łóżek w szpitalach? Podobno wprowadziliście nowe normy pielęgniarskie i taki będzie skutek.
- To fake news.
- Nie likwidujecie?
- Podam przykład. We wszystkich oddziałach alergologicznych zlikwidowano 13 łóżek. To 2 proc. ogółu dostępnego dla pacjentów! Na oddziale alergologicznym wykorzystanie łóżek było na poziomie 56 proc...
- Prawie połowa łóżek stała pusta?
- Tak. W oddziałach dermatologicznych sami dyrektorzy szpitali zdecydowali się zmniejszyć swój potencjał w zakresie ilości łóżek o 48. I znowu, procent wykorzystania tych łóżek wynosi 64 proc. Podobnych przykładów jest więcej. Zachęcam, żeby zanim się zacznie krytykować, zapoznać się z danymi. Racjonalne wykorzystanie łóżek powinno leżeć w interesie nas wszystkich. I oczywiście mówimy tu o łóżkach leczenia szpitalnego, a nie o wszystkich, np. tych w uzdrowiskach. Co więcej, wprowadzenie norm było postulatem środowiska pielęgniarskiego i jest związane z poprawą warunków pracy personelu pielęgniarskiego, a także poprawą opieki nad pacjentami.
- Apropos szpitali - sytuacja związana z ich zadłużeniem miała ulec zmianie po wdrożeniu programu sieci szpitali. Tymczasem znów słyszymy o dramatycznej sytuacji w wielu placówkach.
- Też warto poznać pewne dane. 73 proc. podmiotów służby zdrowia funkcjonuje już bez zadłużenia. Ponad połowa całego zadłużenia placówek występuje w zaledwie 1,2 proc. podmiotów. Co więcej to, że gdzieś występuje zadłużenie nie oznacza, że w takich placówkach źle się dzieje. Często są to wyspecjalizowane szpitale, które mają do czynienia z bardzo trudnymi i kosztownymi przypadkami. One zawsze będą w nieco gorszej sytuacji.
- Czyli nie jest źle?
- Jeżeli 73 proc. szpitali nie ma zadłużeń? Nie oceniałbym sytuacji jako katastrofalnej.
- Jakiś czas temu przebąkiwano też o likwidacji NFZ.
- Prezes Jarosław Kaczyński powiedział, że w tej kadencji Sejmu nie będzie likwidacji NFZ.
- Pańskim zdaniem ma rację?
- Istniejący system, choć jak na polskie warunki kosztowo efektywny, na pewno trzeba usprawnić. We wtorek, na radzie ministrów została przyjęta ustawa, która wzmacnia tę część kontroli NFZ i ją systematyzuje. Zależy nam, aby jakość dotycząca usług w NFZ była jeszcze lepsza. Nie chcemy, aby NFZ był postrzegany jako bezduszny płatnik. Jeżeli pacjent jest dobrze prowadzony, a jego choroba jest prawidłowo zdiagnozowana, to powinno być uwzględnione w płatnościach NFZ. Chcemy premiować jakość leczenia.
- Niedawno na ręce premiera Mateusza Morawieckiego rezygnację złożył wiceminister zdrowia, Marcin Czech. Część osób łączy jego dymisję z nieprawidłowościami dotyczącymi refundacji leków i rzekomym lobbingiem na korzyść firm farmaceutycznych.
- Bardzo dobrze oceniam pracę ministra Czecha w resorcie. Warto podkreślić, że dzięki jego działaniom polscy pacjenci mogą korzystać z wielu nowych leków refundowanych, to było ogromne wyzwanie. Do podjęcia w ostatnich miesiącach było ponad 3 tys. decyzji refundacyjnych. Pod kierunkiem Ministra Czecha powstał również dokument dotyczący rządowej polityki lekowej, którego do tej pory w Polsce nie było...
- To dlaczego odszedł?
- Złożył rezygnację z powodu problemów zdrowotnych, a jednocześnie po wykonaniu ważnych zadań, jak wspomniane stworzenie polityki lekowej państwa. To prawda, że był bardzo mocno atakowany. Istnieją przeróżne grupy wpływów, które w efekcie doprowadziły go do tragicznej sytuacji zdrowotnej. Trafił nawet do szpitala z utratą przytomności. Bezpodstawne oskarżenia kierowane pod jego adresem były bardzo silne. Takie nieuzasadnione zarzuty, fake news-y mogą odbić się na zdrowiu. To bardzo przykre., bo minister Czech wielokrotnie, rzetelnie wykazał, że działał w interesie pacjentów, za co zresztą przedstawiciele organizacji pacjenckich mu dziękowali. Presja ciągłego udowadniania, że nie jest się wielbłądem, nie sprzyja osobistemu zdrowiu.
- Jakiś czas temu wiele kontrowersji wywołała korespondencja ambasador USA Georgette Mosbacher do pana. Pani ambasador interweniowała w sprawie konkretnych leków firmy Rocher i zapraszała pana na spotkanie. To normalne?
- Ludzie wysyłają do mnie mnóstwo listów. Co dzień na adres ministerstwa przychodzi kilkadziesiąt, a nawet kilkaset różnego rodzaju korespondencji.
- W tym mnóstwie także ambasador USA.
- Ambasadorzy także wysyłają listy.
- Spotkał się pan z panią Mosbacher?
- Spotkaliśmy się raz w operze. Uścisnąłem jej dłoń, miło się przywitałem i to było całe spotkanie.
- Widocznie czuła niedosyt, bo później wysłała list…
- Nigdy nie byłem ambasadorem, ale zakładam, że pani Mosbacher po prostu reprezentuje swój kraj i wyraża dbałość o jego interesy. Skoro reprezentuje swoją ojczyznę to także firmy, które z nich pochodzą, także farmaceutyczne. List ambasador USA niczym nie odbiegał od innych, które dostaję. Potraktowaliśmy ten list tak samo jak inne, które próbują nam rekomendować pewne działania.
- Tak samo, czyli jak?
- Wszystkie leki, bez względu na kraj pochodzenia producenta, są oceniane zgodnie z kryteriami wynikającymi z ustawy refundacyjnej. Procedura refundacyjna jest transparentna i kontrolowana przez odpowiednie służby. Nie ma w niej miejsca na zewnętrzne ingerencje.
- Olbrzymim problemem są nowotwory. Polacy skarżą się, że dostając informację o chorobie już samo dojście do specjalisty od konkretnego schorzenia onkologicznego jest walką o życie. Jak to usprawnić?
- Ruszył pilotaż Krajowej Sieci Onkologicznej, na razie w dwóch województwach, który jak liczymy usprawni opiekę nad pacjentami z chorobami nowotworowymi.
- Na czym polega?
- Widzę jak działa to w innych krajach i bardzo mi zależy, aby poziom opieki medycznej był w Polsce taki sam, niezależnie od miejsca zamieszkania pacjenta. Do tej pory było tak, że ktoś mieszkający poza większą aglomeracją musiał jechać do dużego miasta. Próbujemy to zmienić. Życzyłbym sobie, aby pacjent, któremu np., wykonano tomografię nie zastanawiał się nad kompetencjami lekarza, który dokonał badania. Żeby miał pewność, że usługa została przeprowadzona w najlepszy możliwy sposób. Stworzyliśmy również infolinię, pod której numerem pacjenci mogą uzyskać kompleksową informację na temat leczenia oraz miejsca gdzie i kiedy wykonają konkretne badani czy też jaki będzie ich kolejny krok.
- Rak zazwyczaj kojarzy się ludziom ze śmiercią. Czują się tak przytłoczeni diagnozą, że nie wiedzą jakie kroki podjąć.
- I ta infolinia będzie pomocna. Odbijanie się od rejestracji w kolejnych placówkach przytłacza chorych. Teraz będzie można zatelefonować i dowiedzieć się, co robić mając np. skierowanie. Pacjent zostanie pokierowany w odpowiednie miejsca. To na pewno odciąży pacjenta. Jeden telefon, jeden opiekun. Pacjentom trzeba ulżyć w chorobie.
- Wrócę na chwilę do tematu śmierci Pawła Adamowicza…
- To była dla mnie bardzo poruszająca sytuacja. Kiedy tylko dowiedziałem się co się stało, natychmiast kupiłem bilet lotniczy do Gdańska. Byłem gotowy, aby pomóc, jeśli zaszłaby taka potrzeba. Nie tylko instytucjonalnie.
- Spodziewał się pan najgorszego?
- Nadzieja zawsze istnieje... Widząc dokumentację medyczną, nie miałem jednak złudzeń.
- Po jego śmierci pojawiło się wiele komentarzy sugerujących, że ratownicy medyczni zachowali się źle wykonując masaż serca osobie, która została ugodzona nożem w klatkę piersiową i straciła dużo krwi. Pan jest kardiologiem...
- Procedury ratowania życia są jasno określone. Polegają na resuscytacji, którą jest właśnie m.in. masaż zewnętrzny serca. Uważam, że ratownicy zrobili co w ich mocy. Medycyna też ma swoje ograniczenia.
- Na koniec pytanie o sytuację w ministerstwie. Według doniesień „Gazety Wyborczej” ponad połowa pracowników Ministerstwa Zdrowia nie ma od tygodnia umów o pracę. Podobno stare wygasły, a nowych nie przygotowano?
- To trochę tak jak w tym słynnym dowcipie o rowerach, które miały być rozdawane na Placu Czerwonym. Nie rozdają, ale kradną i nie na Placu Czerwonym, a w Tbilisi.
- „Gazeta Wyborcza” kłamie?
- Nie wiem jak to nazwać, ale mogę powiedzieć, że struktura wewnętrzna Ministerstwa Zdrowia ulega pewnym przekształceniom. To dzieje się regularnie. Nie doszło jednak do żadnego rozwiązania stosunku pracy. Nie mam pojęcia skąd biorą się te rewelacje.
- Jej dziennikarze powołują się na „skarżących się pracowników” ministerstwa.
- To absurdalna informacja.
- Te przekształcenia w ministerstwie są związane z likwidacją niektórych departamentów.
- Owszem. Łączymy niektóre departamenty przekształcając część innych. Chcemy usprawnić pracę i wyjść naprzeciw pewnym oczekiwaniom, które stoją przed resortem zdrowia. Departamentami, których jest wiele, a które są małe lub bardzo duże trochę ciężej się zarządza. Chcemy, żeby były w miarę równe. To normalne czynności zarządcze, nie ma tu żadnej sensacji.
Nikogo nie zwolniliśmy.