„Super Express”: - Od tygodnia, jak Polska długa i szeroka nie milknie temat odstrzału dzików. Zdziwiło pana zainteresowanie tym tematem?
Henryk Kowalczyk: - Szczerze mówiąc nie bardzo rozumiem skąd ta histeria i gdzie szukać jej źródła.
- Pomogę. Opinią publiczną wstrząsnęły dane, z których można było wnioskować, że odstrzelonych ma zostać „jak najwięcej osobników” oraz samice w ciąży. Wobec tego ustalmy, jaka liczba osobników faktycznie ma zostać wybita?
- W tym sezonie łowieckim planowana redukcja populacji dzików jest mniejsza niż w latach poprzednich.
- Jak zatem sytuacja wyglądała w latach poprzednich?
- Odstrzał dzików wahał się pomiędzy 240-300 tysięcy osobników.
- Od czego zależy skala redukcji w danym sezonie łowieckim?
- Wszystko zależy od liczebności populacji oraz jej rozwoju. Czynników jest wiele, więc nie da się nigdy założyć konkretnej ilości osobników do redukcji.
- To ile konkretnie dzików zostanie odstrzelonych w obecnym sezonie?
- Zaplanowaliśmy redukcję populacji w liczbie 185 tysięcy sztuk. Do tego dochodzi odstrzał sanitarny, który odbywa się na zlecenie lekarza weterynarii i jest zjawiskiem bardzo lokalnym.
- Czyli razem ok. 200 tysięcy osobników?
- Tak. Mowa tu o 200 tysiącach sztuk. Jest to górna granica oczywiście.
- Skąd wobec tego głosy, że nie bacząc na całość sezonu już teraz, w styczniu były zakusy na wybicie 200 tysięcy dzików?
- Nie mam pojęcia, pani redaktor. Jednak liczby, które są przytaczane przez różne ośrodki absolutnie nie są prawdą. Sam chciałbym wiedzieć, kto stoi za tworzeniem tak nieprawdziwych informacji.
- Dementuje pan zatem jakoby resort środowiska przykładała rękę do pozbawienia życia 200 tysięcy sztuk dzików w styczniu tego roku?
- Z całą odpowiedzialnością: dementuję! Podkreślam, 200 tysięcy może dotyczyć całego sezonu łowieckiego.
- Do końca listopada 2018 roku odstrzelono około 180 tysięcy. Mam rozumieć, że do końca sezonu liczba nie przekroczy tych obiecanych 200 tysięcy?
- Nie przekroczy.
- Z kolei druga strona „dzikiego sporu” przytacza dane płynące z Niemiec, które traktują o sezonowym odstrzale dzików, który dotyczył około 830 tysięcy osobników. Wszystko w imię walki z ASF.
- Znam te dane. Jak widać są nieporównywalnie wyższe niż nasza działalność w tym zakresie. Tam dokonano bardzo dużej redukcji, pomimo tego, że ASF tam nie występuje.
- Pana poprzednik prof. Jan Szyszko nie popiera odstrzału dzików. Były minister środowiska stwierdził, że „są dziki, które przeżywają będąc nośnikiem tego wirusa”. Dodał także, iż „człowiek również” przenosi ASF, a jego nie zabijamy.
- W pewnym sensie człowiek faktycznie jest nośnikiem wirusa ASF, z którym styka się w terenie. Jeżeli dzik biega po polu, a rolnik przemiesza się w obrębie tego samego obszaru, wtedy wirus ASF niejako przenosi się na odzież wierzchnią. Rolnik chcąc wykarmić swoje zwierzęta, wchodząc do chlewni, przenosi wirus dalej. Dlatego tak ważną rolę w całej sytuacji odgrywa bioasekuracja.
- Dlaczego to tak istotne?
- Gdyby nie było bioasekuracji to cała hodowla trzody mogłaby paść. Całe szczęście polscy rolnicy bardzo dobrze wywiązują się z wdrażania bioasekuracji w swoich gospodarstwach. Jednak musimy wziąć pod uwagę, że bioasekuracja także nie jest gwarantem obrony przed wirusem ASF.
- Mam rozumieć, że rezerwuarem wirusa ASF w naturze jest dzik?
- Owszem. Człowiek nie przenosi choroby. Może być nośnikiem wirusa, ale samej choroby nie przenosi. Dzik natomiast tak. Dlatego redukcja dzików jest tak ważna, bo zmniejsza się ryzyko i prawdopodobieństwo rozprzestrzeniania się ASF. Jeśli na danym obszarze jest odpowiednia ilość pożywienia, to dziki nie migrują, bo starcza im jedzenia. Jeżeli dzików będzie dużo to w naturalny sposób będą się przenosiły i szukały innego miejsca. A to spowoduje roznoszenie się wirusa ASF.
- W przypadku dzików Komisja Europejska wspiera rząd w kwestii ich odstrzału. Słychać głosy, że UE obawia się, że z jeśli Polsce nie da się powstrzymać rozwoju ASF, to partnerzy spoza Wspólnoty mogą zrezygnować z handlu wieprzowiną z całą UE. Jest takie zagrożenie?
- Komisja Europejska popiera nasze działania, ponieważ wie, jak dużym zagrożeniem jest wirus ASF. Cieszymy się, że mamy wsparcie UE w tej dziedzinie. Tym bardziej nie rozumiem, skąd się cała ta wrzawa wokół sprawy dzików. Na pewno okres konkurencji politycznej odgrywa tu dużą rolę. Słuchając pana Kosiniaka-Kamysza i tego jak starał się uniknąć jednoznacznej odpowiedzi na temat odstrzału dzików, mam już swoje zdanie. Z jednej strony prezes PSL próbował powiedzieć, że odstrzał jest potrzebny, bo ratuje rolnictwo, z drugiej zaś chciał się przypodobać opinii publicznej, więc nie mówił wprost.
- A jak obecnie wygląda sprawa z Puszczą Białowieską? Swego czasu ekolodzy walczyli o to, aby nie doprowadzić do wycinki drzew na jej terenie.
- Jesteśmy obecnie w dialogu z KE. Pracujemy nad planem ochrony Puszczy Białowieskiej. Specjalnie powołaliśmy zespół, który jest odpowiedzialny za tę sprawę. Faktem jest, że trzeba Puszczę Białowieską chronić i wspomóc, bo kornik drukarz zniszczył prawie wszystkie świerki. Musimy przemyśleć jak odnowić populację tych drzew.
- Czemu?
- Dlatego, że wykonaliśmy europejski wyrok TK w tym zakresie. Boleję jednak nad tym, że organizacje ekologiczne nie wystawiły swoich przedstawicieli, którzy mogliby nam pomóc z walką o Puszczę Białowieską.
- Walczyli o los rezerwatu przyrody, a nie pomagają zespołowi, który zajmuje się pracami nad odbudową ekosystemu? Dobrze rozumiem?
- Tak. Zapraszaliśmy ich wiele razy do naszego zespołu. Dostałem nawet pisemną odmowę współpracy.
- Na ukończeniu jest budowa zamku na terenie Puszczy Noteckiej. Jako Ministerstwo Środowiska zgłosiliście szereg uwag dotyczących tej budowy. Chyba nikt nie posłuchał pańskiego resortu...
- Niestety, przy budowie zamku w Puszczy Noteckiej popełniono szereg błędów. Jeżeli chodzi o decyzje środowiskowe, wszczęliśmy powtórne postępowanie i zawiadomiliśmy prokuraturę. Niestety, rola ministra środowiska kończy się na decyzji środowiskowej. Wskazaliśmy błędy i nieprawidłowości, ale to starosta wydaje decyzję. A on nie odniósł się do konkretów. I nie mamy żadnych narzędzi, aby zmienić tę decyzję i cokolwiek wstrzymywać. Od tego jest nadzór budowlany.
- Wiele kontrowersji budzi też kwestia wysokich cen za odbiór śmieci na Mazowszu. Zamierzacie jako resort środowiska zająć tym tematem?
- Plan gospodarowania odpadami, szczególnie na Mazowszu jest bardzo zły. Regionalne Instalacje Przetwarzania Odpadów Komunalnych, do których zwozi się wszystkie odpady resztkowe stały się poniekąd monopolistami. W tym momencie korzystając z monopolistycznej pozycji bardzo drastycznie podnoszą ceny za śmieci. Tempo podwyżek jest niesamowite.
- Jak rozwiązać tę sytuację? Będziecie pracowali nad usprawnieniami w zakresie gospodarki odpadami?
- Tak. Chcemy uwolnić rynek, aby nie dochodziło do sytuacji, że dana firma notorycznie podnosi cenę. Jedna z firm od grudnia 2017 r. do stycznia 2019 r. podniosła opłaty za przyjęcie odpadów z 270 zł do 590 zł za tonę. Taka podwyżka jest absolutnie niczym nieuzasadniona i chcemy z tym skończyć
Rozmawiała Sandra Skibniewska