"Super Express": - Dlaczego nie chcecie dać 1 tys. zł podwyżki nauczycielom? Strajk tuż przed wyborami do Europarlamentu się wam nie opłaca, a o tym, że są miliardy w budżecie, świadczą kolejne programy, jak 500 plus na każde dziecko, trzynastka dla emerytów czy podwyżki dla wojska. Będzie przełom i nauczyciele dostaną tysiąc złotych podwyżki?
Minister edukacji Anna Zalewska: - Trwają cały czas rozmowy, szukamy porozumienia, a nauczyciele mają słuszne żądania. 25 marca spotykamy się na Radzie Dialogu Społecznego i będziemy tam dalej rozmawiać o płacach nauczycieli i sytuacji w edukacji.
Nauczyciele nie chcą, aby pani brała w nich udział i żądają, aby to premier osobiście z nimi rozmawiał.
Wszyscy wspólnie szukamy rozwiązania, aby nauczyciele byli usatysfakcjonowani.
Poproszę o konkrety. Jaki ma pani pomysł na rozwiązanie konfliktu i zakończenie sporu z nauczycielami, którzy – jeśli nie dostaną 1 tys. zł podwyżki – przystąpią 8 kwietnia do strajku?
Porozumienie polega na tym, że spotykamy się w połowie drogi. I spotkaliśmy się w połowie drogi 11 lutego. W styczniu rozmawialiśmy o rozporządzeniu w sprawie minimalnego wynagrodzenia, ale rozmowy zostały przerwane przez związkowców.
Bo nie spełniliście ich postulatów. Przypomnę, że premier od dłuższego czasu powtarza, że jest dobra koniunktura gospodarcza, są miliardy na kolejne programy, a nie ma dla nauczycieli tysiąca złotych?
Jestem za podwyżkami dla nauczycieli i robimy wszystko, żeby dostali te pieniądze. Nauczyciele będą zarabiać więcej. Już zarabiają więcej. Kwotowy wzrost wynagrodzenia dla nauczyciela stażysty od 2017 do września 2019, to podwyżka rzędu prawie 500 zł, a dla dyplomowanego prawie 1 tys. zł. Chcę też podkreślić, nie planujemy likwidacji Karty Nauczyciela. Pedagodzy zasługują na przywileje. Mam również nadzieję, że nauczyciele będą przy swoich uczniach podczas egzaminów.
Rzeczywistość jest taka, że młody nauczyciel po studiach, mający na utrzymaniu rodzinę, zarabia niecałe 2 tys. zł na rękę, czyli mniej niż na przykład kasjerka w dyskoncie. A nauczyciel dyplomowany ma zaledwie ok. 3 tys. zł. Mało tego. Wydłużyliście ścieżkę awansu zawodowego, co w praktyce będzie oznaczać, że dopiero po kilkunastu latach nauczyciel będzie mógł zostać dyplomowanym i zarobić trochę więcej!
W ciągu 17 miesięcy wynagrodzenia nauczycieli wzrosną o 16,1 proc. Z budżetu państwa w latach 2017- 2020 na podwyżki dla nauczycieli przeznaczymy aż 6,3 mld zł. To duże pieniądze.
Mówi pani o procentach, kwotach brutto, podwyżkach w ciągu kilku lat, a ja pytam o konkretne zarobki nauczycieli w Polsce, które są marne.
Gdyby budżet to udźwignął, dalibyśmy nauczycielom więcej. Realia są takie, że za rządów PO-PSL, od 2012 r. nie było żadnych podwyżek dla nauczycieli, a my je przyznajemy. Chcemy wypracować mechanizm, w uzgodnieniu z resortem finansów i związkami, aby nauczyciele, co roku zarabiali więcej. Tak planujemy.
Na czym konkretnie będzie ten mechanizm polegał?
Za wcześnie na konkrety, ale mówię, że nauczyciele będą zarabiać więcej z roku na rok i robimy wszystko, aby tak było.
Opozycja twierdzi, że zostawia pani chaos w polskiej edukacji i ucieka do Brukseli...
Nie ma żadnego chaosu w edukacji, a ja nigdzie nie uciekam. Nikt też w rządzie nie mówi, że nauczyciele wystarczająco zarabiają. Nasi poprzednicy doprowadzili do ogromnej zapaści w edukacji. Nauczyciele zasługują na to, aby ich wynagrodzenia ciągle wzrastały.
Rozmawiała pani osobiście z premierem w sprawie podwyżki dla nauczycieli?
Oczywiście, że tak. Jesteśmy w stałym kontakcie.
A może nie ma pani wystarczająco mocnej pozycji w rządzie i stąd pewna niemoc, jeśli chodzi o załatwienie kwestii wynagrodzeń dla nauczycieli?...
To tylko złośliwe komentarze. Mam mocną pozycję w rządzie i namawiam premiera do wypracowania mechanizmu, dzięki któremu nauczyciele będą z roku na rok zarabiać więcej. Chodzi o stałą podwyżkę. I znajdziemy sposób dochodzenia do coraz większych wynagrodzeń i dodatków dla nauczycieli, które powinny być w tej samej wysokości dla wszystkich. Musimy wypracować mechanizm stałego wzrostu płac.
To na razie sfera obietnic. Pani była nauczycielką, ile pani zarabiała?
Tak, przez kilkanaście lat. Miałam półtora etatu. To mąż jest dysponentem domowego budżetu (śmiech). Nie pamiętam, ile zarabiałam, jako nauczyciel w 2005 roku. Mimo że nie prowadzę już lekcji, jestem w stałym kontakcie z uczniami i nauczycielami.
I odeszła pani z zawodu, bo słabo pewnie płacili…
Nie dlatego odeszłam, choć zgadzam się, że nauczyciele i wtedy, i teraz nie zarabiają wystarczająco. Stąd podwyżki. Nauczyciel musi być dobrze opłacany.
To dlaczego odeszła pani z zawodu? Nie przez niskie płace?
Rozpoczęłam karierę polityczną, zostałam wicestarostą, później posłem. Od kilkunastu lat jestem urlopowanym nauczycielem i nie pobieram pensji z tego tytułu. Byłam spełnionym zawodowo nauczycielem, cieszyłam się z faktu, że jestem z młodzieżą. Chciałam wykorzystać swoje wcześniejsze doświadczenie. Co więcej, jestem do dyspozycji podczas egzaminów. Zadeklarowałam, że w razie braku nauczyciela w jednej ze szkół w Polsce podczas egzaminu gimnazjalnego zasiądę w komisji. To nie tylko mój obowiązek, ale i odpowiedzialność. Będę wówczas z uczniami.
Kolejny problem naszej oświaty polega na tym, że szkoły mają kłopoty ze znalezieniem nauczycieli do kształcenia zawodowego. Też przez niskie płace…
Z naszych danych to nie wynika. Być może są gdzieś pojedyncze kłopoty, ale ogólnie nie jest wcale źle. Uwolniliśmy płace nauczycieli, to znaczy, że różne firmy będą mogły dołożyć się do pensji nauczyciela. Mamy tysiące firm współpracujących ze szkołami. To przełomowe zmiany.
Wróćmy do pani startu w eurowyborach. Jak wygląda pani znajomość języka angielskiego? Poradzi sobie pani na brukselskich salonach?
Znam język angielski na poziomie podstawowym i ciągle się uczę, szkolę. Nie będzie źle. Założyciele UE tak to wymyślili, że każdy wypowiada się w swoim ojczystym języku.
Czym się chce pani zająć w Brukseli?
Kwestią edukacji. Wierzę w zwycięstwo i będę prosiła wyborców o głos.
Będzie pani jedynką na Dolnym Śląsku przed Beatą Kempą. Kto osiągnie lepszy wynik?
Ważna jest cała lista i jak najlepszy wynik PiS. Życzę powodzenia sobie, jak i pani Kempie.
A nie jest tak, że jak twierdzą krytycy, idzie pani po gigantyczną pensję z Brukseli?
Gdyby tak było, już w 2015 r. wzięłabym mandat po europośle Dawidzie Jackiewiczu. Zostałam poproszona przez Jarosława Kaczyńskiego i Beatę Szydło o przeprowadzenie dużej i trudnej reformy edukacji dotyczącej 700 tys. nauczycieli i 4,5 mln uczniów.
Czy to prawda, że była pani blisko dymisji kilka dni temu?
To całkowita nieprawda. Będę pracować w MEN do eurowyborów.
Ojciec premiera, Kornel Morawiecki, mówi w „SE”, że część pieniędzy na podwyżki dla nauczycieli można dać, odbierając bogatym rodzinom 500 plus, a zamożnym emerytom trzynastkę. Zgadza się pani z tym?
Nie chcę komentować słów innych polityków. Decyzje dotyczące 500 plus i dodatkowej emerytury są za nami. Staramy się, aby każda grupa mogła uczestniczyć we wzroście gospodarczym.
Skoro tak, to rozumiem, że i nauczyciele skorzystają.
Już korzystają, bo podwyżki są i jeszcze będą. Przypomnę, 16-procentowe.
Egzaminy się odbędą?
Tak. Zmieniliśmy rozporządzenie, że w razie potrzeby w komisjach będą zatrudnieni nauczyciele z innych szkół, czy emerytowani pedagodzy. Ja też jestem do dyspozycji.
Co pani sądzi o karcie LGBT wprowadzanej w szkołach w Warszawie?
To szkodliwa karta. Karta LGBT plus jest niezgodna z konstytucją, prawem oświatowym, z podstawami programowymi i ustawą o samorządzie. Programy szkolne są tak skonstruowane, że dzieci wychowuje rodzic, a szkoła ich w tym wspiera. Jeśli samorząd warszawski chce przeznaczyć na coś pieniądze, to niech lepiej wyda je na dodatki dla nauczycieli i podwyżki. Karta warszawska LGBT jest niezgodna z prawem. I przyniesie więcej szkody niż pożytku.
Rozmawiał: KAMIL SZEWCZYK