Minister ds. europejskich o rocznicy wejścia da UE: Bilans członkostwa jest korzystny

2019-04-29 15:04

Konrad Szymański w rozmowie z "Super Expressem" podsumowuje 15-lecie członkostwa Polski w Unii Europejskiej i zastanawia się nad przyszłością Wspólnoty.

Konrad Szymański

i

Autor: Archiwum serwisu

„Super Express”: - Mija 15 lat od dołączenia Polski do Unii Europejskiej. Jak wygląda bilans tego 15-lecia?
Konrad Szymański: - Bilans jest korzystny. Widać to w szczególności w gospodarce. Nie tylko transfery bezpośrednie, które są najbardziej widoczne, ale przede wszystkim wspólny rynek spowodował przyspieszenie reform polskiej gospodarki. Polski dobrobyt – liczony nie tylko w skali makro, ale też skali mikro – rósł także z pomocą integracji europejskiej. Choć, oczywiście, musimy pamiętać, że sami pracowaliśmy na ten sukces.
- Bez Unii mielibyśmy szanse, by ten rozwój wyglądał podobnie imponująco?
- Trudno snuć poważne rozważania nad historiami alternatywnymi. Z całą pewnością można jednak powiedzieć, że wspólna polityka handlowa broni globalnych interesów także polskiej gospodarki. Na pewno trzeba zwrócić uwagę, że wspólny rynek spowodował pięciokrotny wzrost polskiego eksportu do Europy Zachodniej i, co niezwykle ważne, eksportu o coraz wyższej jakości. Wszystkie wskaźniki są pozytywne i rola wspólnego rynku jest nie do przecenienia.
- A jak politycznie przedstawia się ten bilans?
- W tym wymiarze jest jeszcze wiele przed nami. Jak się okazuje, 15 lat to za mało, by wszyscy przy stole przyzwyczaili się, że wszystkie państwa członkowskie są równe, jeśli chodzi o status, a logika akcesji, czyli podsuwania zachodnich pomysłów „do wykonania”, jest już nieaktualna wobec krajów Europy Środkowej.
- Ktoś złośliwy mógłby powiedzieć, że wszystko było dobrze, dokąd nie zaczęliśmy rządzić. Według tej logiki byliśmy traktowani jak równorzędny partner, póki nie przyszliście wy i nie wywróciliście stolika…
- Ta uwaga dotyczy całego 15-lecia. Traktaty akcesyjne pod kątem literalnego znaczenia są jasne – Polska razem z innymi krajami po prostu stały się członkiem UE. Natomiast procesy psychologiczne przebiegają u polityków znacznie wolniej i pojawia się pytanie, czy sami zrobiliśmy wystarczająco dużo, aby temu procesowi dojrzewania pomagać. Czy czasami nie było tak, że zbyt długo sami zgadzaliśmy się na status państwa, które ciągle jest nowe, w jakimś sensie dołączające. Logika akcesji polega na tym, że niektóre stolice uznają, że to one będą kształtować normy, a my mamy je przyjmować. To dla nich wygodne i dlatego musimy sami wywalczyć sobie prawo do równego głosu. Od 15 lat mamy prawo te normy współtworzyć, ale obserwując od kilku lat z bliska UE, mam wrażenie, że ciągle nie do wszystkich na Zachodzie to dotarło.
- Może żeby współtworzyć te normy, trzeba wybierać bitwy, które można wygrać? Przez ostatnie 4 lata można odnieść wrażenie, że wykrwawialiśmy się w starciach, które nic nam nie dawały, a tylko marnowały nasz kapitał.
- Integracja europejska – i to też jest ważna lekcja tego 15-lecia – nie wyeliminowała gry, a czasami nawet konfliktów interesów. W Europie pokryzysowej te konflikty objawiają się jeszcze silniej, ponieważ wiele państw ma powody do niepokoju. Zwłaszcza tych, w których poparcie dla integracji spada od lat w wyniku czy to kryzysu zadłużeniowego, czy migracyjnego. Przez to stają się bardzo nerwowe. Natomiast konflikty interesów gospodarczych, które dotyczą Europy Środkowej, są tak stare jak nasze członkostwo.
- Które ma pan na myśli? Bo chyba nie te o kształt reform ustrojowych, które rozpoczęliście.
- Proszę zwrócić uwagę, że napięcia związane z polityką energetyczną i klimatyczną oraz dostępnością do rynku usług trwały od samego początku akcesji do UE. W tym sensie rząd PiS nie otworzył tu żadnych nowych frontów. Natomiast znacznie głośniej zaczął mówić, że mamy tu poważny problem. My nie będziemy chować realnych problemów UE pod dywan. Co najbardziej paradoksalne, to Polska i szerzej Europa Środkowa prezentuje w tych sporach stanowisko proeuropejskie, a nie te państwa, które grodzą się protekcjonizmem i które pod pretekstem choćby polityki energetycznej próbują bronić swojej konkurencyjności kosztem innych w Unii.
- A co będzie z UE za następne 15 lat? Wielu zastanawia się, że przetrwa tak długo za względu na kryzys tożsamości, który przeżywa, a który wzmacniany jest przez siły polityczne kontestujące sens jej istnienia.
- Myślę, że nasze poczucie, iż Unię trzeba zmieniać, a nie odrzucać, jest większościowe wśród państw członkowskich. Na tym można budować pewien optymizm co do przyszłości Wspólnoty. Natomiast problemem jest pewna sztywność myślenia wielu polityków na Zachodzie, którzy, uznając się za właścicieli tego projektu, nie są zdolni do kreatywnego myślenia i reformy. Po prostu okopują się na stanowisku defensywnej obrony status quo, zamiast myśleć, co można zrobić lepiej. Proces reformy potrwa pewnie dłużej, niż byśmy chcieli, ale w końcu nastąpi i konsensus co do niego wykuje się w trójkącie Europa Północna z Berlinem na czele, Europa Południowa z Paryżem i Rzymem oraz Europa Środkowa, gdzie kluczem jest stanowisko Warszawy. Bez podmiotowego porozumienia tych stolic reforma UE nie jest możliwa.
- Niedawno publikowaliśmy wywiad z niemieckim politologiem prof. Andreasem Nölke, który twierdzi, że to, czego Unia dziś potrzebuje, to stabilizacji, a nie ambitnych reform, bo to może dać wiatr w żagle siłom, które Wspólnotę chcą zniszczyć. Może na dziś ten status quo nie jest taki zły.
- Na pewno tu i teraz można zrobić bardzo wiele dla ustabilizowania sytuacji wewnątrz Unii i wyeliminowania napięć politycznych. Polska, podobnie jak Europa Środkowa, ma bardzo jasną ofertę: widzimy możliwość, by UE robiła więcej w obszarze obronności czy bezpieczeństwa. Pod jednym wszakże warunkiem: by odbywało się to w ramach pryncypiów NATO. Widzimy, że na poziomie unijnym można robić dużo w sprawie migracji – z wyjątkiem zarządzania ponadnarodowego migracjami i azylem. Są powody, by skoncentrować się wokół bardzo konkretnych, pragmatycznych inicjatyw wspólnego rynku, które przez ostatnie lata były, niestety, blokowane. I to nie przez Europę Środkową, ale państwa zachodnie. Wszyscy muszą zrozumieć, że bez kierunkowego konsensusu w tych głównych filarach Unia nie ruszy z miejsca.
Rozmawiał Tomasz Walczak

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki