Widmo emigracji zawisło nad rodziną pani premier Ewy Kopacz. Jej córka o z kanadyjska brzmiącym nazwisku Petranyuk, też lekarka, zagroziła mianowicie, że jeśli do władzy dojdzie PiS, to ona wyjedzie z rodziną do kraju klonowego liścia. Znaczy do Kanady, kraju swojego męża. Perspektywa rządów Kaczyńskiego napawa ją bowiem zasadniczą niezgodą. - To za rządów PiS była nagonka na lekarzy, powiedziała Super Expressowi.
Faktycznie, gdy premier Kaczyński był królem Polski, jego minister spraw wewnętrznych, wicepremier Ludwik Dorn, warknął na strajkujących lekarzy Porozumienia Zielonogórskiego, że jeśli nie otworzą gabinetów – jak grozili - to weźmie się ich w kamasze, czyli podda rygorom wojskowej dyscypliny. Zawiłe koleje jego losu sprawiły jednak, że ten niegdyś „trzeci bliźniak”, czyli ktoś, kto był traktowany jak najbliższa rodzina braci Kaczyńskich, poróżnił się z Jarosławem, popadł w niełaskę i ogłosił, że wycofuje się z polityki. Zapytany, dlaczego, wyjaśniał: - Ja stawiam warunki, a nie ma na mnie ssania. Okazało się, że się mylił – wessała go Platforma Obywatelska i to, zdaje się, za pierwszym podejściem.
Mamy więc taką oto sytuację: córka pani premier Kopacz grozi emigracją w wypadku przejęcia władzy w Polsce przez PiS - choćby za to tylko, że kiedyś pisowski wicepremier i minister spraw wewnętrznych Dorn chciał brać lekarzy w kamasze, czym ubliżył im wszystkim, a jej osobiście. Tyle, że ten Dorn nie jest dziś w PiS, ale jest popieranym przez jej matkę, kandydatem na posła z list PO.
Mamusia pani dr. Kopacz-Petranyuk pogłębia tę schizofrenię, tłumacząc dziennikarzom wypowiedź córki:
- To, że obawia się rządów PiS, to nic nowego, wielu Polaków obawia się rządów PiS i te wspomnienia z lat 2005-2007 są jednak mimo wszystko zakodowane w naszych głowach. (…) Aby zatrzymać ich w Polsce, trzeba zatrzymać PiS i Kaczyńskiego.
Oto więc zadanie dla całego narodu: pani dr. Kopacz-Pertanyuk będzie leczyła polskie kobiety, a nie kanadyjskie, pod warunkiem, że wyborcy ponownie oddadzą władzę w ręce szanownej mamusi, wspieranej przez pana Ludwika Dorna - wymachującego kamaszami post-pisowskiego gwałciciela sumień i wolności lekarskich.
Jak już tak wspominamy, to warto też pamiętać, że Ludwik Dorn, jakkolwiek nie byłby „krwawy”, czy „żelazny”, nie dałby rady skutecznie postraszyć lekarzy, gdyby nie system, który dodawał mu pewności siebie. Pan Dorn nie tylko nie miotałby tak łatwo gróźb pod adresem ludzi w bieli, ale też nie wypowiadałby z charakterystyczną dla siebie dezynwolturą, sarkastycznych uwag pod adresem środowiska obu pań Kopacz. Na przykład: „pokaż lekarzu, co masz w garażu”, co miało znaczyć, że lekarze płaczą na marne zarobki, choć tak naprawdę siedzą na pieniądzach. Pan Dorn pozwalał sobie na te wybryki, bo stał za nim cały system pisowskiej sprawiedliwości. Najjaśniej błyszczało tam Centralne Biuro Antykorupcyjne, znane powszechnie z zawołania: leż, bo ci k…wa łeb odstrzelę! CBA zafundowali prezesowi wszyscy poza SLD posłowie, powołując je w maju 2006 r. do życia. Wśród nich posłanka PO, pani Ewa Kopacz. Jeśli więc dziś pani premier Kopacz mówi, że Polacy pamiętają rządy PiS, to ma rację. Pamiętamy, że gdyby nie pomagierzy z PO, pisowskie zamiłowanie do brania obywateli za mordę byłyby znacznie ograniczone.
Zobacz także: Garri Kasparow: Rosja Putina to kraj faszystowski