Jeśli wierzyć źródłom zza oceanu, polskie władze złożyły obietnicę entuzjastycznego powitania prezydenta USA na ulicach Warszawy. To nie musi być trudne. Właśnie Ministerstwo Obrony odcięło się od pomysłu podlaskiego radnego, żeby do walki z dzikami rzucić Wojska Obrony Terytorialnej. Intencją lokalnego polityka była likwidacja wszystkich tych zwierząt, bez względu na ich stan zdrowia. - Jak już będą martwe, to się sprawdzi, czy rozpowszechniały afrykański pomór świń, czy nie - tłumaczył z ogniem w oczach prześladowca dzików. Jego pomysł nie spotkał się jednak z aprobatą decydentów. Dzięki temu mężne szeregi WOT mogą zostać wprzęgnięte do radosnego witania Trumpa, gdzie tylko będzie trzeba. Wystarczy płomienne wezwanie ministra Macierewicza, który zdążył już oświadczyć, że obecność prezydenta Stanów Zjednoczonych "raz na zawsze przekreśli doświadczenie okupacji i zniewolenia sowieckiego". Pan minister nie wziął pod uwagę, że takie słowa mogą ranić poprzedników Trumpa fetowanych kiedyś w Polsce, ale na szczęście nie wiedzą oni, że istnieje ktoś taki jak Macierewicz.
Niezależnie od pohukiwań salonu obrażonych obie strony osiągną zamierzone cele. Ameryka zobaczy swojego prezydenta w otoczeniu uśmiechniętych i życzliwych mu ludzi, Polska choć na krótko będzie miała poczucie docenienia i obecności w głównym nurcie światowej polityki. Welcome to Poland, Mr President!
Zobacz także: Janusz Korwin-Mikke: Jak nie walczyć z nepotyzmem?