Zbliżające się święta będą szczególnie bolesne dla rodziny Millerów. Kilka miesięcy temu syn Leszka Millera targnął się na własne życie. W rozmowie z "Newsweekiem" były premier opowiedział, jak teraz będą wyglądać jego święta. Chociaż rodzina jest pogrążona w żałobie, to wigilię zorganizuje w domu zmarłego syna: - Spodziewamy się 15 członków rodziny. Będzie miejsce dla Leszka i klimat oczekiwania, żeby przyszedł - powiedział Miller. I dodał, że aby dać sobie radę z ogromną stratą po śmierci jedynaka, on i żona uznają, że syn wyjechał, ale wróci: - A to, że jesteśmy u niego w domu, sprzątamy i kończymy rozmaite remonty, które on zaczął... to własnie dlatego, żeby przygotować wszystko, co trzeba.
Zapytany o to, czy ma jakiś specjalny kod, by mówić o nieżyjącym synu odparł, że nie: - Mówimy normalnie: Leszek to, Leszek tamto. Rozmawiamy z nim. Jak wyjaśnił, w czasie jednego ze spacerów po lesie, idąc szlakiem, który nieraz pokonywał z synem, opowiedział mu o filmie science fiction, bo Leszek junior bardzo lubił akurat takie kino.
Jest jeszcze coś. Leszek Miller przyznał, że wraz z żoną Aleksandrą czekają, aż syn przyjdzie do nich we śnie. Bo jak mówi znajomi zwierzają się, że zmarły Leszek junior przychodzi do nich w snach: - A my czekamy. Ale specjaliści od snów mówią, że w przypadku rodziców oczekiwanie trwa dłużej. Czasami nawet kilka lat.
Miller podzielił się też wzruszającym doświadczeniem, otóż w Częstochowie, w kaplicy Matki Boskiej, odprawiona została msza za jego syna. - Ojciec Marian odprawił mszę w intencji Leszka i wygłosił bardzo głębokie, refleksyjne kazanie, które przeniosło mnie do klimatu mojej wczesnej religijności - opowiedział były premier.