Leszek Miller

i

Autor: Marcin Smulczyński/SUPER EXPRESS Leszek Miller

Miller boleśnie zakpił z rządu. Poszło o... żarówkę. "Prosto z lewej"

2022-02-16 5:23

"Jednym z kosztów tworzących rachunki za prąd jest tzw. opłata emisyjna, czyli opłata za prawo do emisji CO2, co jest nieodłącznym efektem spalania węgla. Opłata emisyjna to teraz polski wróg nr. 1. Tymczasem obowiązujący w UE system opłat za emisję gazów cieplarnianych odpowiada za ok. 23 proc. ceny energii, a więc za jedną trzecią tego, co na swych bilbordach pokazuje rząd! Lwia część kosztów, które spadają na przeciętnego Kowalskiego to marże i daniny na rzecz spółek energetycznych. Unia nie ma z nimi nic wspólnego!" - napisał w felietonie Leszek Miller.

Zanim prawda włoży buty …   

Rządowym przebojem minionego tygodnia jest bilbord z żarówką opatrzony informacją, że polityka klimatyczna UE jest główną przyczyną wzrostu cen energii w Polsce.

Zrzuciły się na niego kwotą 12,5 mln zł. spółki energetyczne podległe ministrowi Sasinowi. Przypisywanie mu jednak autorstwa pomysłu jest moim zdaniem nieuprawnione. Owszem, on mógł załatwić kasę, ale źródełko pomysłu z jakiejś innej Baraniej Góry wypływa. Z której? Wystarczy poczytać maile Dworczyka, żeby zorientować się, kto żadnej okazji do lansu nie przepuści … 

Jednym z kosztów tworzących rachunki za prąd  jest tzw. opłata emisyjna, czyli opłata za prawo do emisji CO2, co jest nieodłącznym efektem spalania węgla. Opłata emisyjna to teraz polski wróg nr. 1. Tymczasem obowiązujący w UE system opłat za emisję gazów cieplarnianych odpowiada za ok. 23 proc. ceny energii, a więc za jedną trzecią tego, co na swych bilbordach pokazuje rząd! Lwia część kosztów, które spadają na przeciętnego Kowalskiego to marże i daniny na rzecz spółek energetycznych. Unia nie ma z nimi nic wspólnego!

Morawiecki wyrzekający dziś na UE za jej rzekomo złowrogi wpływ na ceny energii w Polsce, w grudniu 2020 roku, po powrocie z unijnego szczytu, na prawo i lewo chwalił się, że „wywalczył” specjalne warunki dla Polski uwzględniające specyfikę naszej energetyki zasilanej głównie węglem kamiennym. Nic nie mówił o narzucaniu Polsce stawek emisyjnych. Zresztą od początku przyjęto, że opłaty emisyjne sprzedawane na wolnym rynku, będą dochodem państw, które nimi handlują. Pieniądze zaś w ten sposób uzyskane mają być przeznaczone na inwestycje ograniczające udziału węgla w energetycznym miksie. Wszystkie kraje tak robią. Te mniejsze – jak na przykład Estonia czy Litwa odnoszą z tego tytułu już wymierne korzyści w postaci spadku cen prądu. U nas jest dokładnie odwrotnie.

Polska na handlu emisjami zarobiła dotąd 60 mld. złotych. Gdzie te pieniądze są? Powinny być zainwestowane w proekologiczne źródła energii, ale tak nie jest. Gdzie więc jest ta kasa? To pytanie trzeba powtarzać tak samo często, jak Morawiecki powtarza, że to Bruksela z Tuskiem popychają Polskę w stronę nędzy. Trzeba pytać, tym bardziej, że ludzie łatwiej wierzą, że ktoś nas oszukuje niż przyjmują do wiadomości, że jest to efekt naszej niekompetencji - żeby elegancko nazwać głupotę. Mark Twain już dawno zauważył, że „zanim prawda włoży buty, kłamstwo obiegnie ziemię”. Moim zdaniem kłamstwo Morawieckiego jest w pełnym biegu, zaś opozycja ciągle szuka butów.

Express Biedrzyckiej - Radosław Sikorski: Inwazja Putina może nastąpić do końca miesiąca