W pierwszej turze wyborów prezydenckich w jednej z komisji obwodowych we wsi Święta Katarzyna oddano 70 głosów. 63 z nich trafiły do urny jako głosy korespondencyjne. Rywale Andrzeja Dudy nie dostali ani jednego głosu. W drugiej turze do urny trafiło 75 głosów (63 w kopertach). Wszystkie na Andrzeja Dudę. Według dziennikarzy "Gazety Wyborczej" podobnie było w przeszłości. W wyborach prezydenckich w 2010 r. Jarosław Kaczyński dostał tam 98 proc. głosów, a w 2015 roku Andrzej Duda w pierwszej turze otrzymał 98 proc. W drugiej turze aż 100 proc.
Z rozmów, które publikuje "Gazeta Wyborcza" wynika, że część podopiecznych sama nie skreślała nazwiska swojego kandydata. Niektórzy w ogóle nie wiedzieli, kto startuje w wyborach prezydenckich. "Głosowałam w pokoju, w świetlicy nie byliśmy. Przyszła do mnie siostra Bernadetta" - powiedziała jedna z podopiecznych. Na pytanie "Kto skreślił krzyżyk?", odpowiedziała: "Siostra Bernadetta". Kobieta dodaje, że nie była pytana, na kogo chce zagłosować. Inna kobieta (z poważnymi zaburzeniami) powiedziała, że głos w wyborach oddała na... Jarosława Kaczyńskiego. "Ja tylko palec przycisnęłam, bo nie umiem pisać" - dodała kolejna kobieta. Ujawniła, że krzyżyk postawiła też siostra Bernadetta.
- W głosowaniu brały udział wyłącznie pensjonariuszki świadome (...) ubezwłasnowolnione i nieświadome nie brały udziału w wyborach - tłumaczy siostra Emilia, która kieruje Zakładem Opiekuńczo-Leczniczym w Świętej Katarzynie. W rozmowie z "Gazetą Wyborczą” potwierdziła, że za zbieranie głosów odpowiadała siostra Bernadetta i zaprzeczyła, by były jakiekolwiek ustalenia czy instrukcje, na kogo pacjenci mają głosować.