"Super Express": - Kiedy sąd w procesie o zniesławienie postanawia przebadać psychiatrycznie czołowego polityka opozycji, coś to panu przypomina?
Władimir Bukowski: - (śmiech) Pyta pan człowieka, który spędził w radzieckich zakładach psychiatrycznych szmat czasu za to, że nie zgadzał się z komunistyczną władzą. Dlatego z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że politycy nie powinni mieszać do swoich rozgrywek psychiatrów. A ci, którzy to robią, powinni wiedzieć, że w końcu i przeciw nim mogą się oni zwrócić.
- W demokratycznym państwie prawa to normalna sytuacja?
- Oczywiście, że nie. To jakieś pozostałości poprzedniej epoki. Widać, że od upadku komunizmu mentalność wymiaru sprawiedliwości niewiele się zmieniła.
- Ale podobno procedury mamy takie, a nie inne i psychiatrycznie przebadać podsądnego trzeba...
- Czas zrozumieć, że psychiatria to nie nauka. Problem z nią polega na tym, że zbyt wiele w niej subiektywizmu przy określaniu, czym tak naprawdę jest norma. Zdaniem psychiatrów wszyscy jesteśmy na swój sposób nienormalni. A już na pewno ten brak normalności widać wśród polityków. Czasami mam wrażenie, że większość z nich powinna trafić na kozetkę.
- W Polsce zbliżają się wybory parlamentarne. To próba wyeliminowania Kaczyńskiego?
- Zależy, jak cała ta heca się skończy. Bo wcale nie jest powiedziane, że wszyscy Polacy nagle uznają Kaczyńskiego za niepoczytalnego. Jego sztab wyborczy musi tylko wyraźnie argumentować, że to przykład z epoki dyktatury, a ta nie może dalej trwać.
- Pana jako dysydenta walczącego o prawa obywatelskie nie niepokoi, że takie incydenty nadal mają miejsce?
- Jeśli chodzi o Polskę, to wiem, że komunizmu nie udało się wam do końca wyplenić, że to łabędzi śpiew przeszłości. Bardziej takie historie zdziwiłyby mnie w Wielkiej Brytanii, gdzie mieszkam. Ten kraj od wieków cieszy się wolnością, ale zauważam, że coraz więcej ludzi bezgranicznie wierzy tu psychiatrom. I gdyby np. jakiegoś znanego polityka wysłano nagle do psychiatryka, ludzie mogliby to kupić. Na szczęście Polacy to rozsądny naród, który ma zbyt świeżo w pamięci okres komunizmu, żeby dać się na takie chwyty złapać.
- Jeśli porównać tę sprawę z pana historią, widzi pan jakieś pozytywy tego rozsądku Polaków?
- Mimo wszystko Polska to nie Związek Radziecki. Tam ludzi posądzano o choroby psychiczne za zamkniętymi drzwiami. Opinia publiczna nic o nich nie wiedziała. Teraz przed polską opinią publiczną stoi ważne zadanie. Jeśli zareaguje mądrze, jeśli całą tę chorą sytuację uzna za groteskową, wtedy ci, którzy chcą wojować psychiatrią, będę musieli uderzyć się w piersi.
Władimir Bukowski
Rosyjski dysydent, obrońca praw człowieka w ZSRR