Do odbicia Polki doszło w małej wiosce, zlokalizowanej w gęstym lesie, gdzie nie mógł wylądować krążący nad porywaczami śmigłowiec. To miejsce oddalone o około 20 kilometrów od miejscowości Dono Manga, w której doszło do napaści. W nocy z poniedziałku na wtorek Czadyjczycy i Francuzi na motocyklach zbliżyli się do namierzonych już napastników, ostatni etap pokonali jednak pieszo. Otoczyli chatę, w której była przetrzymywana lekarka. Żołnierze zabili, według różnych źródeł, dwóch albo trzech z czwórki napastników.
- Niezwykle baliśmy się o Aleksandrę, w końcu to młoda kobieta, na szczęście Oli nic się nie stało. Była potwornie zmęczona bo spędziła te dni w warunkach ciągłej ucieczki i pościgu. - słyszymy od naszego informatora. Dowiedzieliśmy się też, że porywacze kontaktowali się z czadyjskimi służbami. - Zakładaliśmy, że chcą okupu, ale tak naprawdę nie sformułowali tego roszczenia. Chcieliśmy, żeby potwierdzili, że jest żywa i mieliśmy taką wiedzę – mówi osoba ze służb, pragnąca zachować anonimowość.
Teraz lekarka dochodzi do siebie w towarzystwie najbliższej rodziny. W Czadzie spędziła zaledwie kilka miesięcy, bo na swoją misję wyjechała w grudniu 2023 roku.
ZOBACZ ZDJĘCIA Z PIERWSZEJ MISJI POLSKIEJ LEKARKI W EKWADORZE!