"Super Express": - Rekonstrukcja rządu już dawno przestała być atrakcyjnym widowiskiem i dziś ma się w końcu zakończyć. Konia z rzędem jednak temu, kto powie, jaki kształt ona przybierze. Co by się musiało stać, żeby PiS zyskał na zmianach w rządzie?
Michał Syska: - Pojawia się przede wszystkim pytanie, czy PiS potrzebuje w tym momencie jakichś radykalnych zmian wizerunkowych? Obserwując sondaże, poparcie dla rządzącej partii, jej celem jest raczej utrzymanie status quo. Jeśli w ogóle możemy mówić o zmianach wizerunkowych, to, jak się wydaje, wyczerpała je wymiana premiera. Nie wydaje mi się, żeby nazwiska ministrów, może poza ministrem obrony narodowej, wzbudzały jakieś większe emocje społeczne. Opinia publiczna wie, że osobą, która w obozie władzy podejmuje decyzje, jest przede wszystkim Jarosław Kaczyński, a w drugiej kolejności premier Morawiecki. Zmiany w składzie Rady Ministrów nie mają więc jakiegoś większego znaczenia.
- To po co w ogóle ta rekonstrukcja?
- Wylano już morze atramentu, pisząc na temat tego, czemu prezes PiS zdecydował się na wymianę Beaty Szydło na Mateusza Morawieckiego i nikt przekonującego wyjaśnienia tego faktu nie wyłożył. Podobnie chyba jest z samą rekonstrukcją ministrów. Jeśli już, to roszady w składzie rządu mogą być podyktowane układem sił w obozie rządzącym. Dlatego pierwsi do odstrzału będą ci ministrowie, których pozycja w partiach tworzących ten rząd jest słaba. Zmiany będą też wynikać z logiki funkcjonowania rządu po przejęciu jego sterów przez Morawieckiego.
- To znaczy?
- Po zmianie premiera nowy szef rządu musi otoczyć się zaufanymi ludźmi - stąd najbliższe współpracowniczki i współpracownicy Beaty Szydło muszą ustąpić miejsca ekipie bliskiej Mateuszowi Morawieckiemu. No i wreszcie, z racji tego, jak wiele on sam ma na głowie, łącząc funkcje w kilku resortach, będzie chciał część obowiązków przekazać innej osobie.
- Wspomniał pan o ministrach, którzy mają słabą pozycję w rządzie. To jednocześnie ludzie, którzy są niemal nieznani opinii publicznej. Ich wymiana zostanie w ogóle zauważona?
- Nie sądzę, żeby np. pani minister Streżyńska była powszechnie znana, a jej praca wywoływała jakieś kontrowersje, a tym samym emocje społeczne. Mamy ministra infrastruktury, który bywał krytykowany, choćby za brak postępów w programie "Mieszkanie plus". Do tego media informowały ostatnio o niejasnościach przy przetargach na ochronę dworców kolejowych, co może okazać się decydujące przy jego odwołaniu. Natomiast nie sądzę, żeby najbardziej kontrowersyjni ministrowie, jak Antoni Macierewicz czy Konstanty Radziwiłł, mieli zostać objęci rekonstrukcją.
- Według sondażu dla se.pl to właśnie Macierewicz byłby najchętniej odwołany przez respondentów. Chce tego 67 proc. z nich. Dalej opinia publiczna pozbyłaby się Jana Szyszki, Konstantego Radziwiłła, Witolda Waszczykowskiego i Mariusza Błaszczaka. PiS nie posłucha tu suwerena?
- Z tego grona największe szanse na odwołanie ma Witold Waszczykowski, i tak pewnie się stanie. Reszta wymienionych ministrów, czy to z racji poparcia Tadeusza Rydzyka (Szyszko), niechęci do przyznawania się przez rządzących do błędu (Radziwiłł), pozycji w partii, która trafiła nawet do popkultury (Błaszczak), raczej z rządem się nie pożegna. To samo dotyczy Antoniego Macierewicza, którego silna pozycja jest chyba największą tajemnicą polskiej polityki. Odejście któregoś z tych ministrów byłoby dużą sensacją, ale moim zdaniem trudno się jej spodziewać. Jak jednak ostatecznie będzie, przekonamy się, kiedy zmiany zostaną oficjalnie ogłoszone dziś przez premiera.
ZOBACZ TAKŻE: Rekonstrukcja rządu. Nazwiska ministrów do dymisji. SONDAŻ