"Super Express": - Sąd Okręgowy w Warszawie orzekł, że "Super Express" za naruszenie w wielu tekstach dóbr osobistych Moniki Głodek, żony prezentera Roberta Janowskiego, ma jej zapłacić 150 tys. zł zadośćuczynienia oraz zamieszczać przeprosiny przez 30 dni na pierwszej stronie wydania papierowego i serwisu SE.pl. Czy ten wyrok sądu nie jest zamachem na wolność słowa?
Mikołaj Krzymowski: - Kara jest drakońska. To jest wyrok bezprecedensowy. Nie przypominam sobie wcześniej takiego wyroku. To jednak wyrok I instancji i domyślam się, że będziecie się odwoływać od wyroku. Najbardziej zaciekawiło mnie to, że "Super Express" musiałby zamieszczać przeprosiny przez 30 dni na pierwszej stronie wydania papierowego. Rozumiem, że dużo pisaliście o tej sprawie, ale wydaje mi się, że umieszczanie przeprosin na pierwszej stronie przez taki czas nie jest współmierne do tego, w jaki sposób to było opisywane.
- Tu mówimy o celebrytach. Ale co jeśli chciałby zadziałać tak jakiś polityk, który czuje się obrażony nieprzychylnym dla siebie tekstem, a tak się składa, że ma wpływ na sąd?
- Każde wydawnictwo ma swoich prawników. Droga jest wolna, każdy może iść do sądu. W pozwie sądowym można wpisać dowolną kwotę zadośćuczynienia - nawet kilka milionów złotych. Jeżeli mamy wyrok rujnujący gazetę i wydawnictwo w wymiarze finansowym, to w jakimś sensie jest to ograniczenie wolności słowa. To na pewno.
- Dlaczego, pańskim zdaniem, sąd ogłosił taki drakoński wyrok?
- To akurat nie jest pole dla dziennikarza. W tym przypadku pałeczkę przejmuje wydawnictwo. Odwołuje się od wyroku, potem może być ewentualna kasacja albo trybunał międzynarodowy i droga się kończy. Abstrahując od całej sprawy, żaden polityk panu nie powie, żeby zmienić na korzyść dziennikarzy prawo prasowe. Politycy stoją po drugiej stronie barykady. Zawsze będą woleli mieć możliwość kneblowania.
- Warto przypomnieć, że pani Głodek została zatrzymana na gorącym uczynku, o czym informowała amerykańska policja. Przyznała się do winy ("Super Express" przedstawił na to dowód w sądzie), ale potem wycofała swoje zeznania. Pani Głodek nigdy nie wytoczyła procesu amerykańskim władzom za to, że została rzekomo niesłusznie zatrzymana i niesłusznie postawiono jej zarzuty.
- Czyli przyznała się do winy?
- Przedstawiliśmy na to dowody w sądzie.
- Jeżeli tak było, jak pan mówi, to jest absurd. Sąd powinien wziąć to pod uwagę.