"Super Express": - Andrzej Duda przegrywa z Donaldem Tuskiem, mimo że PiS nadal góruje nad konkurentami. Dlaczego prezydent wypada gorzej niż jego macierzysta formacja polityczna?
Michał Karnowski: - Choć uważam, że sondażom należy się przyglądać, ponieważ każdy jest jakąś wskazówką polityczną, to jednak mam jedną uwagę - PiS znajduje się teraz w dużym politycznym boju, kilkanaście miesięcy po przejęciu władzy. To czas bardzo trudnych, kontrowersyjnych, choć w zdecydowanej większości niezbędnych reform. I jak na ten bój, to ten sondaż i tak nieźle wygląda. Myślę, że gdyby założyć, że dziś jest kampania wyborcza, to prezydent Andrzej Duda wygrałby wybory, a rząd byłby w dość podobnym składzie, jeśli chodzi o tworzące go formacje polityczne. Po prostu pamiętajmy, co "łapie" ten sondaż. A fotografuje on dość trudny moment, świeżo po brukselskiej bitwie, która w oczywisty sposób była ciężką przeprawą dla partii rządzącej.
- Czyli w sondażowym starciu Dudy z Tuskiem zwycięstwo byłego premiera to chwilowy wzrost na fali ostatnich wydarzeń?
- Donald Tusk jest na pewno bardzo trudnym przeciwnikiem, bez dwóch zdań jest politykiem wagi ciężkiej. Jego przyjazd na dworzec, choć był kuriozalny, jeśli chodzi o styl, w jakim go zorganizowano, to przy całej tej kuriozalności okazało się, że Tusk świeci na tle obecnych liderów opozycji. Jest też wspomnieniem świetnych czasów dla jej zwolenników. Bez wątpienia ma on wiele atutów, ale gdyby doszło do jego startu w wyborach prezydenckich, to wtedy okazałoby się, że są też słabości tej kandydatury, jak np. dorobek jego rządów. Dziś to jest nieważne, bo dziś Polacy nie wybierają Tuska, tylko mówią o pewnym wspomnieniu. Myślę, że w starciu 1 na 1 z Andrzejem Dudą Tusk by przegrał - choć pewnie byłby blisko.
- Co w skali całej sceny politycznej pokazuje ten sondaż?
- Sondaże - także ten "SE" - czytam jako wyraźny sygnał, że żadne poważne przesunięcie nie nastąpiło. Mógłby się on ukazać miesiąc przed wyborami 2015 roku, mógłby się też ukazać pół roku po tych wyborach. To jest mniej więcej wciąż to samo, z wyłączeniem jednej zmiany, którą stanowi słabnięcie Nowoczesnej i skonsumowanie tego trendu przez PO.
- Jednak poparcie dla SLD wynoszące 11 proc. robi wrażenie. Przecież po wyborach podnoszono głosy, że to kres tej formacji. Tymczasem okazuje się, że SLD jeszcze nie powiedziało ostatniego słowa. Skąd się bierze ten wzrost popularności?
- Dla części wyborców ich tożsamość związana z PRL - niekoniecznie negatywna, to mogą być pewne emocje związane z tamtą epoką - jest zagrożona. Ocena tego okresu staje się jednoznaczna, tutaj PO z PiS nie polemizują. W związku z tym ten wyborca szuka jakiegoś oparcia, a SLD jawi się tu jako naturalny adresat.
Zobacz: Marek Migalski: Prezydent nie jest świadomy własnej siły